Diabolik Lovers- Prolog

Prezentuję moje fanfiction z anime ,,Diabolik Lovers". Będzie to zupełnie nowa historia, z nowymi postaciami, nową fabułą i nowymi zwrotami akcji. Pojawią się znani bohaterowie, ale mam nadzieję, że ci wymyśleni przeze mnie również skradną Twoje serce.

Główną bohaterką jest Komori Yui- jednak nie jest to ta sama lebiega, którą dane Ci było oglądać na ekranie komputera- tutaj ta urocza blondyneczka pokaże na co ją stać i że nie da sobą pomiatać szóstce sadystycznych wampirów...do czasu.

Serdecznie zapraszam Cię do lektury prologu mojego fanfiction i do zostawienia komentarza pod spodem. To niezwykle motywuje.


  Diabolik Lovers- prolog

Kiedy schodzę na dół, taksówka już czeka. Kierowca opiera się o otwarte drzwi samochodu, trzymając w ręku tlącego się papierosa. Rozmawia z odwróconym tyłem pastorem naszego kościoła, a moim ojcem, kiwając co chwila głową. Łapię za rączki walizki i zaczynam sprowadzać ją po schodach. W momencie gdy staję z bagażami przed taksówką, kierowca wkłada wypalonego niemal do końca papierosa do ust, dając znak końca rozmowy i otwiera bagażnik. Bierze ode mnie torby i zaczyna układać je w środku. Nie przyjmuje mojej pomocy, machając z niecierpliwością ręką. Podchodzę więc do ojca, chcąc się z nim pożegnać.

Mój ojciec liczy sobie ponad czterdzieści lat, lecz wygląda na dużo młodszego. Proste włosy koloru blond, głęboko osadzone szare oczy, mocno zarysowany podbródek i żylasta szyja nadają mu zupełnie innej aparycji i tylko zmarszczki na dłoniach i w kącikach oczu zdradzają jego prawdziwy wiek i zmęczenie jego ciała. Trzyma sękate dłonie o niesamowicie długich palcach założone na piersi i patrzy z lekką naganą na papierosa w ustach taksówkarza. Nieznacznie kręci głową, jakby dorosły kierowca był niesfornym dzieckiem.
Z uśmiechem podchodzę do ojca. Ma na sobie długą czarną szatę, koloratkę przy kołnierzu, na wysokości piersi wisi masywny złoty krzyż- symbol jego przynależności do Parafii. Łapię go pod rękę; dopiero pod wpływem mojego dotyku odwraca głowę w moim kierunku. Nie wygląda na szczęśliwego; jego szare oczy wyrażają bezdenny smutek, zagubienie i żal.
- W porządku, ojcze. Wiem, że nie ma innego wyjścia- mówię pewnym głosem, ale tak by tylko stojący obok mnie mężczyzna usłyszał. Ściskam jego ramię w próbie dodania mu otuchy- Wszystko jest dobrze. Rozumiem to.
Pastor Parafii patrzy na mnie uważnie. Nie jesteśmy do siebie ani trochę podobni- może tylko jasne włosy mogłyby o tym świadczyć, jednak nawet ich faktura jest inna- moje w dotyku są jak jedwab, ojca- jak siano. Z bliska dostrzegam kilka srebrnych nitek.
- Yui- mówi pastor, dotykając mojej dłoni. Kręci głową, jakby chciał zacząć od nowa, wzdycha i ściska moje palce- Yui, wiem, że dasz sobie radę. Cokolwiek by się nie działo, wiem, że ze wszystkim dasz sobie radę. Prawda?- ojciec rzuca mi błagalne spojrzenie. Nie wiem, co mam mu odpowiedzieć. Dopóki te słowa nie wydostają się z jego ust, jestem o tym przekonana i pewna, że wszystko będzie dobrze. Jednak teraz pojawiają się wątpliwości, które jak stado sępów krążą po mojej głowie. Próbuję przybrać na twarz najbardziej szczery uśmiech na jaki mnie stać, by pokrzepić ojca.
- Oczywiście, że tak, ojcze- staram się, by w moim głosie nie było słychać ani krztyny strachu czy niepewności. Tata musi mi uwierzyć. I ja sobie samej też.- Przecież jadę mieszkać do naszych dalekich krewnych. Nigdy ich nie widziałam, więc to dobra okazja, aby ich w końcu poznać. Jestem ciekawa jacy oni są, jakie mają zainteresowania i poglądy. W sumie nie mogę się już tego doczekać- podnoszę głowę z szerokim, udawanym uśmiechem i ściskam sękatą dłoń ojca. Mdli mnie od tego, że muszę udawać; że nie mogę powiedzieć ojcu jak bardzo się denerwuję i obawiam tego spotkania; że wcale nie czuję się tak pewnie. Wiem, że tata potrzebuje pocieszenia; że potrzebuje wsparcia. On wybiera się na misję nawracająca do Europy, a ja wyjeżdżam do krewnych- wiadomo, kto ma gorzej. Dlatego robię wszystko, aby ojciec uwierzył. Kłamiąc, czuję się jak aktorka na scenie, której nikt nie dał nowego scenariusza i musi improwizować, aby ciągnąć grę dalej. Przełykam z trudem ślinę.
- Będzie dobrze- mówię z naciskiem, ale i z uśmiechem. Ojciec wzdycha i kiwa głową na znak zgody. Zastanawiam się, czy ja również jestem tak blada, czy jednak udaje mi się to ukryć, patrząc na pooraną zmarszczkami twarz pastora.
- Tak. Tak, będzie dobrze- tata ze świstem wypuszcza powietrze i mruga zdziwiony, jakby nie zdając sobie sprawy, że dotąd je wstrzymuje. Kiwa głową i puszcza moją dłoń; opuszcza ramiona i głowę. Czując nagły smutek, podchodzę do drzwi od strony pasażera i kładę dłoń na klamce. Tata podchodzi do kierowcy na taką odległość, aby nie musieć wdychać dymu z papierosa.
- Zna pan drogę?- taksówkarz kiwa tylko głową, wypluwając niedopałek na ziemię i przydeptując go obcasem buta. Pastor wzdycha- Doskonale. Proszę uważać na moją córką i upewnić się, że dotrze do krewnych cała i zdrowa.
- Kiedy Ojciec wyrusza do Europy?- kierowca patrzy na tatę. Ma zachrypnięty, rwący się głos, który sprawia, że czuję się nieswojo słuchając go.
- Dzisiaj wieczorem. Będę płynąć promem aż do Hiszpanii; później przesiądę się w pociąg do Paryża- ojciec ponownie wzdycha, jakby mówienie innym o swoich planach sprawiało mu ból.
- Czeka Ojca długa droga, jak widzę- kierowca taksówki kiwa głową, otwierając drzwi samochodu. Zachęcająco macha ręką w kierunku środka auta- Niech panienka wsiada i zapina pasy. Zaraz wyruszamy.
- Dobrze- mówię cicho. Mam wielką ochotę podbiec do ojca i rzucić mu się na szyję, wtulić twarz w jego szyję, poczuć jego znajomy zapach, by poczuć się bezpiecznie. Jednak nie robię tego. Otwieram drzwi, biorę głęboki wdech i schylam się, by wejść do środka. Nagle czuję żylasty, ale mocny ucisk na przedramieniu.
- Yui, poczekaj, proszę- tata nerwowo przygryza wargi. Przenoszę na niego zdziwiony wzrok- Chciałbym ci coś dać zanim wyjedziesz- ojciec sięga do kieszeni kościelnej szaty i wyciąga z niej mały, satynowy woreczek w kolorze głębokiej jak najciemniejsza noc czerni- Wyciągnij rękę- prosi, a kiedy to robię, kładzie go na mojej dłoni.
- Co to jest?- pytam, podnosząc wzrok na jego twarz, na której gości teraz delikatny uśmiech. A właściwie jego cień, bo uśmiech nie dosięga jego poważnych oczu.
- Otwórz to na miejscu, kiedy będziesz sama. Zawsze trzymaj blisko siebie, by w razie czego, jakichkolwiek kłopotów, móc się pocieszyć. Ta rzecz będzie ci o mnie przypominać, kiedy mnie przy tobie nie będzie, Yui- tata patrzy na mnie poważnymi, szarymi oczami. Ma takie samo spojrzenie jak wtedy, kiedy wygłasza kazanie przed tłumem wsłuchanych w jego głos wiernych, kiedy opowiada o Bogu i Jego miłości, dobroci, miłosierdziu i życiu, które dla każdego powinno być wzorem do naśladowania, by żyć godnie i cnotliwie. Kiwam głową, wsuwając pakunek do tylnej kieszeni krótkich spodenek.
- Obiecuję, ojcze- uśmiecham się. Tata robi to samo. Tę samą rękę, którą wcześniej trzymał satynowy woreczek, wplata mi w jasne loki i tarmosi je lekko, jakbym znów była małą dziewczynką. Po chwili przyciąga mnie do siebie na krótkie przytulenie. Obejmuję go w pasie i przymykam na chwilę oczy, rozkoszując się faktem, że ojciec jest blisko mnie i mogę znów poczuć jego uspokajający dotyk. Wdycham jego zapach- mieszankę kadzidła, kredy, metalu i popiołu. Czuję jak ojciec się odsuwa.
- W porządku, idź już. Nie mogę dłużej cię zatrzymywać- tata kiwa mi głową, dając znak, bym wsiadała do środka. Robię to. Taksówkarz zasiada za kierownicą i zapuszcza silnik. Otwieram okno i mówię do stojącego na poboczu ojca:
- Będę za tobą tęsknić, ojcze.
Pastor wykonuje pośpieszny, niedbały znak krzyża, dając mi błogosławieństwo na czekającą mnie długą drogę.
- Idź z Bogiem, Yui. Niech On cię poprowadzi i pomaga w trudnych chwilach.
Żegnam się szybko i schylam głowę z szacunkiem. Zamykam okno, powstrzymując napływające mi do oczu łzy, zapinam pas bezpieczeństwa i podnoszę wzrok. Chcę jeszcze raz ujrzeć postać ojca zanim się rozstaniemy na nie wiadomo jak długi czas. Kierowca rusza z przenikliwym piskiem opon.
Mojego taty jednak już nie ma na drodze.

Komentarze

Karolina Bluszcz pisze…
Zapowiada się ciekawie! Mam nadzieję, że Yui tutaj naprawdę będzie różniła się od swojego oryginału. Jestem również ciekawa, jak ty przedstawisz tę historię. Poza drobnymi błędami nie widzę niczego, do czego mogłabym się przyczepić :3
Amai_Etco pisze…
Ojej, bardzo dziękuję za miłe słowa :3 Oj nie, Yui nie będzie tu taka delikatna, ale nie zmienię jej charakteru w całości- coś z niego zostanie ;)
Mam nadzieję, że zostaniesz ze mną na dłużej ;3
Amai Etco
Rozalia Uzumaki pisze…
Wow! Ale to jest super. Tak się cieszę, że tu trafiłam. Naprawdę miałam szczęście, bo o dobre ff ostatnio trudno i napotykam tylko jakieś gnioty niewarte dłuższego zatrzymania. Nareszcie jeden blog więcej do komentowania. Tak to uwielbiam! (Uwaga, czasem odchodzę od tematu i piszę długie komcie.)
Przechodząc. Naprawdę nieźle się zapowiada. Wszystko jest ładnie opisane. Nie lecisz z szybkim tempem i oby tak zostało. Lubię "kwieciste" opisy (jednakże bez przesady, chodź, czemu nie - zależy jakim kunsztem są napisane).
Zauważyłam kilka powtórzeń, ale poza tym, zapowiada się fajnie.
No, to lecę czytać dalej~!
Amai_Etco pisze…
Bardzo dziękuję za miłe słowa i niezmiernie się cieszę,że mój ff przypadł Ci do gustu :) Co do opisów- od małego mam tak,że choćbym nie wiem jak się starała,zawsze piszę za dużo :p Jednak jestem Ci wdzięczna za to i za zwrócenie uwagi na powtórzenia-ciągle rozwijam warsztat i takie błędy czasami się zdarzają :) Gdybyś zauważyła jeszcze jakieś potknięcia,śmiało pisz ;) Mam nadzieję,że zostaniesz ze mną na dłużej i że spełnię Twoje oczekiwania :)

Popularne posty z tego bloga