Diabolik Lovers- Rozdział 3
Oto nadchodzi trzeci rozdział mojego fanficka z DL. Mam nadzieję, że rozdział Ci się...właśnie, stwierdziłam, że na blogu będę się do czytelników zwracała jako do grupy, a nie pojedynczej osoby- uznałam, że tak będzie lepiej, wygodniej i czytelniej ;)
Przy okazji, bardzo dziękuję za komentarze, które zostawiacie pod moimi postami- one bardzo motywują do dalszego pisania dla fanów. Jeśli chcecie podzielić się ze mną jakimiś pomysłami czy przemyśleniami, zapraszam na sam dół. Odpowiem na każdy komentarz :)
Tymczasem życzę Wam udanych, słonecznych wakacji i odpoczynku. A studentom- powodzenia na ostatnich egzaminach~ :3
Miłej lektury~ :3
Diabolik Lovers- Rozdział 3
Oto nadchodzi trzeci rozdział mojego fanficka z DL. Mam nadzieję, że rozdział Ci się...właśnie, stwierdziłam, że na blogu będę się do czytelników zwracała jako do grupy, a nie pojedynczej osoby- uznałam, że tak będzie lepiej, wygodniej i czytelniej ;)
Przy okazji, bardzo dziękuję za komentarze, które zostawiacie pod moimi postami- one bardzo motywują do dalszego pisania dla fanów. Jeśli chcecie podzielić się ze mną jakimiś pomysłami czy przemyśleniami, zapraszam na sam dół. Odpowiem na każdy komentarz :)
Tymczasem życzę Wam udanych, słonecznych wakacji i odpoczynku. A studentom- powodzenia na ostatnich egzaminach~ :3
Miłej lektury~ :3
Diabolik Lovers- Rozdział 3
Szkoła wygląda jak żywcem
wyjęta z historii o nawiedzonych zamkach. Monumentalna budowla, w
gotyckim stylu, ze strzelistymi wieżami, których ostre jak noże
czubki prawie dziurawią pochmurne niebo nad sobą. Wykuszowe okna
przywodzą na myśl portale do innego świata, w specjalnej wnęce
widnieje zawieszony na hakach mosiężny dzwon. Powyżej ogromny
zegar wskazuje godzinę za dziesięć osiemnastą.
Całą siódemką przechodzimy
przez żelazną bramę. Dziedziniec pełen jest uczniów w takich
samych mundurkach jak mój. Uniformy braci Sakamaki różnią się
odzieżowymi dodatkami- Shuu ma narzucony na koszulę rozciągnięty
żółty sweter w serek, do kaptura bluzy szkolnej Laito doczepione
jest sztuczne różowe futerko, a Ayato ma podwiniętą prawą
nogawkę spodni, co eksponuje mu wyćwiczoną łydkę. Z kolei
koszulka Subaru pełna jest dziur jak szwajcarski ser i przewiązana
paskiem przy spodniach.W żaden sposób nie modyfikowałam swojego
stroju, więc nie będę się aż tak rzucać w oczy innym uczniom,
kiedy będę uciekać. Bo to, że nie zamierzam mieszkać z tą
szóstką, jest oczywiste.
W obstawie wampirów
przekraczam próg szkoły. Hol główny utrzymany jest w ciemnych
kolorach czerwieni i brązu; wypastowana podłoga lśni czystością
jak lustro; po lewej, po prawej i na środku znajdują się szerokie
schody z balustradą wiodące na wyższe piętra. Ruszamy do
wykuszowego okna, mijając innych. Co dziwne, żaden z uczniów nie
wydaje się być zaskoczony faktem, że otacza mnie wianuszek sześciu
potworów- nikt nawet nie patrzy w ich stronę. Wszyscy za to
skupiają spojrzenia na mnie, dając mi do zrozumienia, że
zauważyli, że jestem, przynajmniej przez jakiś czas, nową
uczennicą. Parę osób posyła mi przyjazne uśmiechy; ktoś inny
kiwa mi głową; jeszcze inna osoba pozdrawia mnie machnięciem ręki.
Odpowiadam na miłe gesty, czując jak robi mi się cieplej na sercu.
Reiji zatrzymuje się przy
parapecie.
- W porządku- patrzy na mnie,
ignorując resztę rodzeństwa- Jesteś w klasie z Ayato i Kanato-
naraz rozlegają się jęki radości i żalu trójki wampirów
stojących najbliżej mnie:
- Dlaczego muszę być w
jednej klasie z tą idiotką? Teddiemu się też to nie podoba.
- Oh, dlaczego nie jestem w
klasie z Bitch-chan? Z nią zajęcia byłyby dużo ciekawsze- Laito
rzuca mi wymowne spojrzenie. Odsuwam się od niego.
- Możecie mi łaskawie nie
przerywać? Chciałbym dokończyć; potem możecie się cieszyć do
woli- Reiji poprawia okulary i zwraca się do mnie: Wasze zajęcia
odbywają się na drugim piętrze, w sali numer dziesięć. Lekcje
trwają 50 minut; przerwy między nimi wynoszą 5 minut; dłuższa
przypada na godzinę 21.30. Wszyscy kończymy o północy i spotykamy
się przed wejściem. Wszystko jasne?
Nie rozumiem, czemu Reiji
powtarza mi to wszystko, jakbym była małym dzieckiem. W swoim
rodzinnym mieście również chodziłam do szkoły i miałam
podobnie- jak w każdej japońskiej szkole, więc jestem zaznajomiona
z zasadami panującymi w tej placówce. Jedyna różnica polegała na
tym, że u siebie uczęszczałam na zajęcia w dzień, a nie
wieczorową porą. Kiedy jednak chcę kiwnąć głową dla świętego
spokoju, Kanato wypowiada na głos moje myśli:
- Po co jej o tym wszystkim
mówisz? Jeśli nie jest głupia, to zna reguły.
- Powiedziałbym jej wszystko,
gdybyśmy w końcu zostali sami- Ayato przysuwa się bliżej mnie-
Mogę ją nawet oprowadzić po szkole.
Jestem zaskoczona jego nagłym
przypływem dobroci, ale nic nie mówię.
- Oczywiście, pewnie znowu
wybierzesz pójście na wagary niż siedzenie na lekcji- Reiji z
dezaprobatą kręci głową- Nasza nowa współlokatorka ma
posłusznie iść na lekcje. Nie pozwolę, byś przeszkodził jej w
zdobywaniu wiedzy. Wszystko jasne?- zwraca się do mnie zimno. Nie
chcę się z nim kłócić, więc pośpiesznie przytakuję. Obdarza
mnie lekkim uniesieniem kącików, co chyba w jego założeniu miało
być uśmiechem.
- Dobrze, skoro wszyscy
wszystko wiedzą, możemy rozejść się do swoich klas. Lekcje zaraz
się rozpoczną.
Zastanawiam się, gdzie
pozostała czwórka ma zajęcia. Reiji i Shuu pewnie będą musieli
iść na samą górę- nietrudno poznać, że z całego rodzeństwa
to oni są najstarsi- ale co z Subaru?
- Gdzie masz lekcje,
Subaru-kun?- zwracam się bezpośrednio do białowłosego wampira, ku
jego zaskoczeniu.
- Na samym dole. Jestem
najmłodszy w rodzinie.
Z wrażenia otwieram szeroko
usta. Subaru jest młodszy ode mnie?! Zdecydowanie tak nie wygląda!
- Naprawdę? Czyli jestem od
ciebie starsza- mówię z uśmiechem, którego nie potrafię
powstrzymać. To w sumie dosyć zabawne i niespodziewane.
Laito parska śmiechem.
- No kto by się spodziewał,
że Bitch-chan będzie starsza od naszego kochanego braciszka. Co za
numer, ciekawe..
Subaru marszczy brwi.
- Co w tym takiego śmiesznego?
- Jesteś tak płaska, że
można cię łatwo pomylić z dzieckiem z podstawówki, Naleśniku.
Czuję, że rumienię się ze
wstydu. Czy on naprawdę zwraca tylko na to uwagę? Co za
zboczeniec...
Przerywa nam głośny dźwięk
dzwonu, obwieszczającego rozpoczęcie zajęć. Reiji, Shuu i Laito
natychmiast znikają mi z oczu. Przyznam, że przydałyby mi się
taka umiejętność, kiedy będę uciekać.
Subaru odwraca się do naszej
trójki.
- Nie róbcie niczego
głupiego- to bardziej rozkaz niż próśba, w dodatku skierowana do
Ayato i Kanato. Po chwili białowłosy również dematerializuje się
na moich oczach.
No świetnie...
Całą trójką ruszamy
środkowymi schodami na drugie piętro. W połowie drogi przystaję,
trzymając się poręczy. Mam dziwne wrażenie, że ktoś mnie
obserwuje. Nikogo nie widzę, kiedy się odwracam, ale to nie ucisza
uczucia bycia śledzoną. Przez chwilę wpatruję się w korytarz,
szukając kogoś podejrzanego.
- Co jest? Na co tak patrzysz?
Przenoszę wzrok na Ayato.
Zauważam, że Kanato gdzieś zniknął- pewnie poszedł już do
klasy, nie czekając na nas.
- Wydaję mi się, że ktoś
nas obserwuje.
Jego zielone oczy zwężają
się w szparki.
- Co? Niby kto?
- Nie wiem, mówiłam ci.
Możliwe, że to tylko moja wyobraźnia...
Ayato przez chwilę sam
wpatruje się w korytarz, jakby szukając czegoś na potwierdzenia
moich słów.
- Nikogo tam nie ma. Chodź.
Patrzę zaskoczona, kiedy
zatrzymujemy się na początku schodów. Jest już kilka minut po
dzwonku, a nie wygląda na to, aby Ayato śpieszył się na lekcje.
Nasze spojrzenia krzyżują się.
- Myślisz o tym samym, co
ja?- Ayato unosi kąciki ust w uśmiechu.
Kręcę głową.
- Nie ma mowy, nigdzie nie
idę- zaczynam iść w kierunku klasy. Jeśli Ayato chce mnie
zatrzymać, to musi pobiec za mną. Na moje szczęście, nie robi
tego.
- Oj, chodź, będzie fajnie.
Nie pożałujesz, zobaczysz.
- Nie. Dopiero, co przyszłam
do szkoły, a ty już chcesz bym z niej wyszła.
Ayato patrzy na mnie jak na
idiotkę.
- Naprawdę chcesz siedzieć
na lekcjach i słuchać nudnych wykładów? Zwariowałaś do reszty,
Naleśniku?
- To mój pierwszy dzień w
nowej szkole- mówię usprawiedliwiającym tonem. Nie dodaję jednak,
że to najprawdopodobniej mój jedyny dzień w tej szkole. Nie
zamierzam tu zostać dłużej niż to konieczne.
- I co z tego?- pyta Ayato,
unosząc brwi- To w niczym nie przeszkadza. Zawsze można udać, że
byłaś chora i opuściłaś pierwszy dzień- mruga do mnie znacząco.
Nie mam ochoty wiedzieć, co on planuje.
- Chyba sobie żartujesz-
prycham, odwracając się od niego- Jeśli chcesz wagarować, proszę
bardzo, ale mnie w to nie mieszaj. Nie zamierzam ci towarzyszyć,
przykro mi.
Idę w kierunku sali numer
dziesięć, zastanawiając się jak wytłumaczę nauczycielowi swoje
dość duże spóźnienie. Nie lubię przychodzić na zajęcia po
czasie; dla mnie to oznacza brak szacunku dla nauczyciela i jego
pracy. Dezorientuję wtedy klasę i prowadzącego zajęcia, bo
niszczę tok lekcji i potem jest problem, by z powrotem się skupić.
Za moimi plecami Ayato wzdycha
ciężko.
- Skoro nie chcesz po
dobroci...- chwila moment i wampir jest przy mnie. Łapie mnie za
rękę i ciągnie w kierunku okna. Próbuję się wyrywać, ale jego
uchwyt jest mocny. Zdecydowanym ruchem otwiera jedno skrzydło i
stawia nogę na parapecie.
- Co..Co ty chcesz zrobić?-
pytam z paniką w głosie. Ayato obdarza mnie znad ramienia chytrym
uśmieszkiem.
- Już nie jesteś taka
odważna, co?
Znów zaczynam się wyrywać.
Jedyne, co udaje mi się osiągnąć, to to, że jego ręka
ześlizguje się na mój nadgarstek. Ale trzyma mocno.
- Puść, nigdzie z tobą nie
pójdę; chcę iść na lekcję. Puść! Puść mnie!
- Jesteś zbyt głośna. Tak
tego nie zrobimy- Ayato kręci głową.
- Jeżeli mnie nie puścisz,
zacznę krzyczeć, ostrzegam- wampir zbliża twarz do mojej tak, że
dzieli nas zaledwie kilka centymetrów. Czuję nagły rumieniec na
policzkach. Ayato, wykorzustując to, przyciąga mnie do siebie i
otacza ciasno ramionami. Kładzie mi rękę na głowie; po chwili
szkolny korytarz, w którym staliśmy, przemienia się w pusty
dziedziniec. Właśnie się teleportowaliśmy...czy jak się ta
umięjętność nazywa...Patrzę zaskoczona na Ayato.
- Jak...Jak ty to zrobiłeś?
Chłopak uśmiecha się
szeroko.
- Jestem wampirem, mała. Dla
mnie to łatwizna- mówi z dumą w głosie. To nie wyjaśniło jak
tego dokonał, ale nic nie mówię. Zamiast tego zaczynam iść w
kierunku wejścia do szkoły.
Ayato materializuje się
przede mną.
- Chyba nie zdajesz sobie
sprawy z kłopotów w jakie możesz wpaść, nie słuchając mnie-
mówi groźnie, zaciskając palce na moim nadgarstku- Chodź wreszcie
ze mną, to nic ci się nie stanie.
Po jego słowach natychmiast
porzucam pomysł ponownego wyrywania się. Może faktycznie lepiej
odpuścić, zrobić co mi każe, a potem szybko uciec, kiedy nadarzy
się okazja? Żeby uśpić jego czujność, kiwam głową z
przyzwoleniem. Ayato uspokaja się; zmniejsza uścisk.
- Grzeczna dziewczynka- posyła
mi zadowolony uśmiech.
- Może w takim razie mnie
puścisz? Dam radę sama iść.
Lodowate palce zaciskają się
mocniej.
- Chyba sobie żartujesz. Mam
ryzykować, że znowu mi uciekniesz?
Nawet jeśli by mi się to
udało, zaraz by mnie złapał, więc nawet nie mam po co próbować.
Wzdycham, postanawiając ulec. Mimo to cały czas wyczekuję
sposobnego momentu na ucieczkę.
Miejscem, w które udajemy się
na wagary okazuje się być szkolna kuchnia. Jest to przestronne
miejsce, utrzymane w jasnej kolorystyce, z dwoma oknami, dużą
lodówką, stołem i wypolerowanym na błysk blatem. Patrzę
zaskoczona na Ayato, gdy ten wchodzi do środka, zajmuje jedno z
krzeseł i zaczyna się na nim huśtać. Zamykam drzwi i podchodzę
do wampira.
- Dlaczego tu przyszliśmy?-
pytam, stając nad nim.
Chłopak otwiera jedno oko i
przeciąga się.
- A co? Co ci się nie podoba?
- Czy chodzenie na wagary nie
polega na tym, aby, no nie wiem, wyjść ze szkoły? O ile dobrze
wiem, ciągle się w niej znajdujemy...- gdybyśmy byli na dworzu,
miałabym większą szansę na ucieczkę. W zaistniałej sytuacji
mogę się jedynie gdzieś schować. A podejrzewam, że wampir bardzo
szybko, by mnie znalazł...
Ayato wzdycha przeciągle i
przestaje się huśtać na krześle.
- Rany, jaka ty jesteś
irytująca..Skoro już przyszłaś za mną do kuchni, to wykorzystaj
to i zrób mi coś do jedzenia, Naleśniku.
Mrugam zaskoczona.
- Mam...Mam ci gotować?
- Przecież to właśnie przed
chwilą powiedziałem- Ayato macha dłonią w kierunku szafek z
naczyniami- No dalej, pokaż mi, co umiesz.
To chyba jakiś żart!
Przez chwilę obserwuję go,
czekając aż zmieni zdanie, ale Ayato znów zakłada ręce za głowę
i odchyla się na oparciu krzesła. Wzdycham i podchodzę do szafek.
Otwieram je i wyjmuję wszystko, co może mi się przydać do
ugotowania...No właśnie, czego? Nic nie mówił, co by chciał,
więc powinien być zadowolony z tego, co przyrządzę. Dochodząc do
wniosku, że wampir nie ma prawa narzekać, zaczynam przygotowywać
takoyaki. Umiem bardzo dobrze gotować, ale to jest najszybsze w
przygotowaniu danie, a podejrzewam, że nie mamy znowu za wiele
czasu- nasza kłótnia trochę trwała. No i muszę się pośpieszyć,
jeśli chcę uciec zanim reszta braci Sakamakich skończy zajęcia.
Takoyaki to potrawa z ciasta i
ośmiornicy, zaczynam więc od ugotowania wcześniej wspomnianego
głowonoga. Mieszam mąkę i wodę z jajkiem; dodaję szczyptę
pochrzynu. Biorę żeliwną patelnię z półkolistymi wgłębieniami
i wypełniam je wyrobionym ciastem. Ugotowaną ośmiornicę wkładam
do jego środka. Dodaję marynowany imbir, czosnek dęty i suszone
krewetki- wciąż nie mogę wyjść z podziwu jak ta szkolna kuchnia
jest dobrze wyposażona- wszystkie składniki, które są mi
potrzebne, mam od razu na miejscu. Obracając kulki, żeby się nie
przypaliły, rozmyślam, że byłoby interesujące mieć tyle
przypraw i tyle produktów żywnościowych na zawołanie- nie
musiałabym chodzić co chwila do sklepu, bo zabrakło mi jakiejś
rzeczy. Pozwalam sobie na delikatny uśmiech pod nosem.
Pięknie przyrumienione ciasto
z ośmiornicą w środku wyciągam z patelni i kładę na wcześniej
przygotowanym talerzu. Przyozdabiam danie majonezem i wodorostami
aonori, biorę jeszcze dwie kilka wykałeczek i to wszystko zanoszę
czekającemu wampirowi.
- Proszę, smacznego- mówię,
stawiając przed nim parujące danie. Ayato przestaje się bujać na
krześle. Przez chwilę krytycznym wzrokiem ocenia zrobiony przeze
mnie posiłek, jednak nagle na jego ustach wykwita szeroki uśmiech.
- Nie wierzę, takoyaki!-
uradowany jak dziecko, które dostało wymarzony prezent, nabija na
wykałaczkę pierwszą z brzegu kulkę i wkłada ją sobie ust.
Chwilę przeżuwa i połyka z błogim wyrazem twarzy- To jest
przepyszne!Uwielbiam je!- przenosi na mnie spojrzenie swoich
zielonych oczu. Czuję jak zaczynam się rumienić i nie wiem, czy to
z powodu pochwały, czy jego uśmiechu, którym nagle mnie obdarza.
Żeby czymś się zająć, łapię za brudne naczynia i wrzucam je do
zlewu, odkręcam kran i podwijam rękawy, aby ich nie zamoczyć.
Wampir pochłania takoyaki kulka za kulką, mrucząc z zadowoleniem
jak kot. Może to dziwne, ale cieszę się, że moje danie mu
smakuje. Przyjemnie patrzeć jak wampir z lubością zajada się
ludzkim jedzeniem. Przez to....
Zaraz, wampir wcinający ze
smakiem takoyaki? Wampir pożywiający się czymś innym...niż
krew..?
Przełykam ślinę.
- Emm, Ayato-kun..- zaczynam
nieśmiało, mnąc w dłoniach ściereczkę. Nie wiedząc czemu,
zaczynam czuć pewne skrępowanie zamiast radości, że chłopak nie
chce się dobrać do mojej szyi.
- Co jest?- wampir rzuca mi
uważne spojrzenie znad ramienia. Zauważa co robię i macha ręką w
moim kierunku - Zostaw te naczynia i chodź się poczęstować.
Patrzę na niego zaskoczona.
Nie tym, że brzmi to tak, jakby uważał, że to on przygotował
takoyaki, ale bardziej faktem, że zaproponował mi poczęstunek.
Odwieszam szmatkę i podchodzę do stołu.
- Jesteś pewien?
- Rany, tak, po prostu spróbuj
trochę- podaje mi wykałaczkę z nabitą na niej kulką ciasta-
Masz.
Bez słowa przyjmuję od niego
takoyaki i odgryzam kęs. Ciasto jest twarde na zewnątrz, ale kiedy
je rozgryzam, moje usta zalewa kremowa konsystencja z rybnym
posmakiem. Muszę przyznać, że chociaż dawno nie robiłam tego
dania, wyszło mi naprawdę dobre. Oczywiście, można by poprawić
kilka rzeczy, dodać więcej mąki i przypraw dla smaku; może mniej
ośmiornicy i krewetek...
- Ha, już nie mogę, najadłem
się- Ayato odkłada wykałaczkę na talerz- Reszta dla ciebie za
przygotowanie. Znów zaczyna się bujać na krześle. Patrzę na
niego zdumiona, ale jem dalej, co się ma zmarnować.
- Skoro ja ugotowałam
takoyaki, może ty pozmywasz resztę naczyń?- pytam, podając mu
ściereczkę- Tak będzie sprawiedliwie, nie uważasz?
Ayato bierze ode mnie szmatkę
tylko po to, by rzucić nią przez całą kuchnię.
- Nie- gwałtownie wstaje,
łapiąc mnie za rękę- Uważam, że jesteś irytująca i należy ci
się kara.
Zamieram. Co on zamierza
zrobić? Znowu to samo- najpierw jest miły, żeby potem zacząć mi
grozić? Ayato ciągnie mnie w kierunku okna, jednak po chwili
rozmyśla się i popycha mnie na ścianę.
- C-co ty ro...-Ayato
przyciska mnie swoim ciałem aż brak mi tchu. Jedną ręką łapie
mnie za podbródek; drugą obejmuje w pasie. Pochyla się tak, że
nasze twarze dzieli jeden oddech. Przymyka oczy.
A po chwili mnie całuje.
Cała się spinam. Całe moje
ciało nie chce tego dotyku i odsuwa się od niego, jednak on nadal
mocno mnie trzyma. Nie mam jak uciec; mogę tylko biernie przyjmować
jego czyny. Jego usta mają posmak wcześniej zjedzonego takoyaki; są
twarde i zimne jak lód. Mam wrażenie, że wargami dotykam płyty
nagrobnej i to uczucie nie należy do najprzyjemniejszych. Moje serce
zaczyna bić jak szalone, a na policzkach wykwita gorący rumieniec,
kiedy chłopak otwiera usta, pogłębiając pocałunek. Zaczyna mi
brakować tchu; próbuję go odepchnąć, ale z marnym skutkiem.
Chcę, żeby przestał; błagam go w myślach o to, ale w odpowiedzi
jego usta jeszcze mocniej napierają na moje.
Po kilku sekundach chłopak
odrywa się ode mnie.
- Spokojnie, nie musisz nic
robić- palcami gładzi mój policzek aż przechodzą mnie dreszcze.
Jego szept przy moim uchu brzmi jak obietnica- Ja się wszystkim
zajmę.
Jak w zwolnionym tempie patrzę
jak Ayato ponownie przechyla głowę. Niechybnie to by się skończyło
kolejnym pocałunkiem, gdyby nie przerwało nam stanowcze
odchrząknięcie. Odsuwam się od Ayato jak oparzona i odwracam głowę
w kierunku tego dźwięku. W drzwiach od kuchni stoi Kanato ściskając
swojego misia. Nie wygląda na zadowolonego, kiedy obrzuca naszą
dwójkę przeciągłym spojrzeniem. Zaciska blade usta w cienką
kreseczkę.
- Co tu robisz, Kanato?-
czerwonowłosy wampir staje przede mną- Miałeś być na lekcji.
Kanato prycha jak kot.
- Naprawdę? O ile dobrze
wiem, wasza dwójka też. Co w takim razie tutaj robicie?- chłopak
rozgląda się uważnie po pomieszczeniu. Marszczy brwi, kiedy
zauważa rozrzucone w zlewie naczynia, których nie zdążyłam
pozmywać. Jednak prawdziwego szału dostaje, kiedy dostrzega
niedojedzone takoyaki na stole. Podbiega do nich niczym rozsierdzony
niedźwiedź.
- Co to jest?! Jedliście
słodycze beze mnie?!- łapie kilka wykałaczek naraz i macha nimi
wściekle w naszym kierunku- Jakim prawem?! Wszystkie słodkości
należą do mnie i Teddy'ego!
- To są takoyaki, debilu! Nie
będą ci smakować; nie są słodkie. Zresztą, Jego Wysokość nie
pozwoiliła ci się poczęstować. Naleśnik zrobił je dla mnie.
Zostaw je!
-Co?! Zrobiła je dla ciebie?!
Tylko dla mnie można gotować! Tylko ja i Teddy na to zasługujemy!-
wampir szybkim ruchem wkłada sobie danie do ust, przeżuwa, a chwilę
później wszystko wypluwa- Fuj! To jest okropne! Co to w ogóle
jest?! Chcesz nas otruć?!- W jednym momencie widzę przed sobą
rozzłoszczoną twarz Kanato, a już w następnym leżę na ziemi
przyciśnięta ciałem fioletowłosego wampira. Warczy, wysuwając
kły.W jego zaciśniętej pięści dostrzegam błysk metalu.
- Za to, że chciałaś nas
otruć, zostaniesz ukarana- mówi Kanato poważnym głosem. Napiera
na mnie, przygniatając mnie; jedną ręką przytrzymuje mnie bym nie
mogła się ruszać. Obserwuję go z przerażeniem, kiedy wolnym
ruchem podnosi ostry nóż nad głowę. Jego usta rozszerza
psychopatyczny uśmiech mordercy, który za moment pozbawi swoją
ofiarę życia. Ze strachu nie mogę wydobyć z siebie głosu.
Najgorsze jest to, że Ayato nadal nic nie robi, obserwując
wszystko z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
Kanato opuszcza nóż. Ostrze
wbija się w mój policzek, powodując ból. Czuję krew płynącą z
rany. W kącikach oczu zbierają mi się łzy. Wampir uśmiecha się,
jeśli to w ogóle możliwe, jeszcze szerzej i przybliża nóż do
mojej twarzy. Szybkim, ale pewnym ruchem przejeżdża nim po moim
policzku, wywołując kolejną falę bólu. Zaciskam zęby, by nie
krzyczeć. Krew ścieka po mojej twarzy, a z oczu lecą łzy.
- Należy ci się kara,
okropna dziewucho!- warczy Kanato. Zmienia pozycję tak, że klęczy
między moimi nogami; Teddy leży porzucony na kuchennej podłodze-
Przekonasz się, że nie należy ze mną zadzierać!
Popamiętasz!-jego głos przechodzi w pisk osoby znajdującej się na
granicy histerii. Wampir obraca nóż w palcach, zwracając ostry
czubek w moim kierunku. Trzyma go nad moją twarzą, obiema dłońmi,
celując w moje lekko rozchylone usta.
Zamieram, domyślając się co
się zaraz stanie.
- N-nie..Nie, proszę...
Kanato śmiejąc się
szaleńczo, opuszcza nóż.
Komentarze
Z tego co widze narazie historia nie odbiega zbytnio od oryginału.
Dobrze, że zmieniłaś charakter głównej bohaterki, przez to lepiej się czyta.
Czekam na kolejny rozdzial
Ciągle ćwiczę, ale cieszę się, że moja historia Ci się podoba :3
Wow, ta scena z Kanato była mega. Uśmiałam się jak nie wiem, gdy wparował do kuchni i zaczął krzyczeć, miałam taki zaciesz, o ja cie. Mam także wrażenie, że powstrzyma go od zabawy nożem, Ayato. Jednakże nie ukrywam faktu, że cieszyłam bym się jakby sobie Ayato poszedł.
No dobra, opisy jak zwykle super, tylko trochę mniej, a szkoda. Akcja widocznie przyśpiesza, chyba... Ciekawe czy Yui tak naprawdę tylko zdawało się, że ktoś ją obserwuje, czy może jednak nie. No ciekawe.
Ach, zostało mi czekać na kolejny rozdział. Mam nadzieję, że szybko się pojawi. No i cóż, weny~~
Akcja rzeczywiście przyśpiesza, bo nie zamierzam pisać czegoś na kształt brazylijskiej telenoweli, gdzie jedna scena trwa cały czas antenowy. I wcześniej pisałam, że nie będzie to takie typowe, do bólu sztampowe lovestory, więc...
;)