Diabolik Lovers- Rozdział 2

Drugi rozdział nadchodzi! :3
Może powiem pokrótce skąd w ogóle pomysł na pisanie fanfiction o DL. Wszystko zaczęło się pewnego dnia, kiedy szukałam jakiegoś nowego anime do obejrzenia. Na jednym z forów o takiej tematyce znalazłam wpis o grze DL-osoba rozpoczynająca wątek bardzo ją chwaliła jako stworzoną dla fanów wampirów i mrocznego romansu, a że ja krwiopijców uwielbiam, postanowiłam zaznajomić się z tym tytułem. Gra jest po japońsku, tłumaczeń nie szukałam(bardziej chodziło mi o grafikę i mechanikę gry),a ponieważ nie rozumiem tych ich krzaczków, stwierdziłam, że rzucę okiem na anime. DL miało już wtedy dwa sezony, więc miałam co oglądać :)Obejrzenie całości zajęło mi dwie bezsenne noce(w tym że pomijałam opening, ending i streszczenie poprzednich odcinków); później przyszedł czas na grę. Przeszłam ścieżkę Ayato z pierwszej części(co zabawne, moja rozgrywka polegała na ciągłym klikaniu przycisku,by przejść dalej i losowym wybieraniu odpowiedzi- jednak nie trudno było się domyślić, o co chodziło wampirom), o reszcie czytałam, czyli jak poszczególne etapy się kończą i jakie można odblokować główne zakończenia. 
Pomysł tworzenia fanfiction pojawił się gdzieś koło połowy drugiego sezonu. Yui z wyglądu bardzo przypadła mi do gustu(co tu kryć, jest po prostu śliczna),ale z charakterem było gorzej. Postanowiłam zmienić ją w swoim opowiadaniu na bardziej pewną siebie(wzoruję się trochę na zakończeniu Reijiego z Haunted Dark Bridal), żeby wiedziała czego chce od życia i żeby nie dała sobą tak pomiatać Sakamakim, Mukamim i Tsukinamim ;)
Ponieważ jestem człowiekiem wrednym, moi bohaterowie nigdy nie mają łatwo w życiu- ciągle rzucam im jakieś kłody pod nogi, utrudniam decyzje, manipuluję nimi i wyznaję zasadę, że najpierw muszą pocierpieć, żeby potem los się do nich uśmiechnął, tak już mam..:)
Jeśli to Cię nie zraziło do mojego opowiadania, zapraszam do czytania kolejnych rozdziałów :D
P.S. Takie długie notki mogą zdarzać się częściej, ponieważ, jak już mówiłam, zawsze dużo piszę ;)


Diabolik Lovers- Rozdział 2
  
 Pierwsze, co widzę po otwarciu oczu to zbudowany w całości z przezroczystych szkiełek ogromny żyrandol nad moją głową. Przez chwilę wpatruję się w niego; zdaję mi się, że z każdym wdechem przybliżam się do niego, a z każdym wydechem- oddalam. Mrugam kilka razy, a wtedy wszystko wraca do normy. Unoszę się na łokciach i lustruję uważnie swoje otoczenie.
Wykuszowe okna zasłaniają ciężkie kotary; za światło odpowiadają dwie lampy z abażurem stojące po dwóch stronach pokoju; na jasnożółtych ścianach wiszą obrazy przedstawiające martwą naturę. Po przeciwnej stronie łóżka, do niewielkiej biblioteczki przylegają dwie nieduże, miękkie pufy oraz bujany fotel, przez którego oparcie przewieszony jest czerwony szlafrok. Dalej jest wysoka szafa ze zdobieniami w kształcie kwiatów na drzwiach. Zaraz obok dostrzegam niewielką pozłacaną toaletkę, na której blacie walają się różnej maści kosmetyki i przedmioty do pielęgnacji. Przez chwilę, patrząc na ten mebel, wyobrażam sobie, że znowu jestem u siebie w domu przy kościele; że właśnie obudziłam się z koszmaru we własnym pokoju i że jak wstanę z łóżka i zejdę na dół, ujrzę ojca przygotowującego śniadanie dla nas dwojga. Wrażenie jednak natychmiast mija. Ten pokój jest stanowczo zbyt duży; zbyt pusty, mimo pełnego umeblowania i...Nie rozpoznaję go.
Gdzie ja jestem?
Postanawiam wstać i trochę rozejrzeć się po pokoju, kiedy nagła strzała bólu przeszywa na wskroś moją głowę. Z jękiem pochylam się do przodu. Przed oczami robi mi się ciemno; czarne plamki utrudniają mi widoczność. Czuję nagłe mdłości; ciężko mi się oddycha. Dłonią przejeżdżam po kołdrze, szukając czegoś, za co mogłabym chwycić. Dotykam czegoś miękkiego i delikatnego. Przypomina to puszysty koc, którym mam okryte nogi. Przez chwilę błądzę palcami po tym czymś, drugą ręką masując sobie czoło. Wyczuwam plaster i niewielki guzek pod nim; coś jak małe zgrubienie, więc, trochę zdenerwowana, zabieram rękę z kolan i...
Słyszę cichy śmiech, przypominający kocie prychnięcie. Zamieram z obiema dłońmi przyciśniętymi do opatrunku, jakby to mogło uśmierzyć ból. Po plecach przechodzi mi zimny dreszcz.
- Oj, Bitch-chan, czemu przerwałaś? Było tak przyjemnie..- Pochylam się do przodu i dostrzegam leżącego na moich kolanach Laito. Jakim cudem wcześniej nie wyczułam jego ciężaru, skoro chłopak o jego posturze z pewnością dużo waży? Natychmiast zginam nogi w kolanach, pozbawiając wampira prowizorycznej poduszki. Prycha niezadowolony i rzuca mi urażone spojrzenie.
- Jakaś ty okrutna, Bitch-chan. Mogłaś chociaż mnie ostrzec. Lecz, jeśli mam być szczery, wolałbym spędzić cały dzień z głową na twoich kolanach- puszcza do mnie perskie oko i uśmiecha się znacząco- Nie miałbym nic przeciwko temu, wiesz?
- Ale ja tak- mówię szybko i odsuwam się pod samo oparcie łóżka, zrzucając poduszki na ziemię, zanim znowu zdąży się na mnie położyć. Ignorując jego zbolałą minę, pytam: Co tutaj robisz, Laito-kun? I co ja tutaj robię?- dodaję zaraz potem.
Laito wybucha głośnym śmiechem, zakładając ręce na piersi.
-Naprawdę tego nie pamiętasz, Bitch-chan?- unosi kąciki ust w szerokim uśmiechu, jakby moja niewiedza go bawiła. Kręcę głową.
Uśmiech momentalnie znika z jego warg.
- Hmm, a pamiętasz może jak próbowałaś uciec z naszego domu?
Zastanawiam się przez chwilę, w myślach próbując odtworzyć tamten moment. Faktycznie, podjęłam ucieczkę, kiedy okazało się, że bracia Sakamaki są wampirami, ale dosyć szybko zgubiłam się w plątaninie korytarzy i pięter tej ogromnej posiadłości; później natrafiłam na staromodny telefon z przegryzionym kablem i na monstrum z pluszowym misiem, nie pamiętam jego imienia; stoły uginały się pod ciężarem słodkości...Zbiegłam po schodach...I...I...
Energicznie kręcę głową. Szybkie ukłucie przeszywa mój mózg. Zaciskam zęby, by znowu nie jęczeć. Niczego nie pamiętam i to powoduje we mnie psychiczny dyskomfort.
- To tak- mówię powoli, wspominając moment zbiegania po krętych schodach. Widziałam wtedy tylne drzwi, bo to z pewnością nie były te same, którymi weszłam do rezydencji; coś mi świta, że zastałam je otwarte i...Wybiegłam przez nie? Ale czy wtedy nie znajdowałabym się na zewnątrz; np. na tyłach jakiegoś przydomowego ogrodu czy koło garażu lub czegoś podobnego zamiast w nieznanym mi pokoju? To jakieś pomieszczenie dla gości? Czy może...
Czuję jak na moich policzkach wykwitają rumieńce. Czy to może być pokój któregoś z braci Sakamaki? Na przykład...Kątem oka zerkam na siedzącego na łóżku wampira i przełykam cicho ślinę.
Laito natychmiast zauważa moje ukradkowe spojrzenie. Jest za późno, by opuścić głowę.
- O jak słodko, rumienisz się!- Uśmiecha się łagodnie- Jesteś jeszcze ładniejsza niż zazwyczaj!
Moja twarz zaczyna płonąć od gorąca, więc odchrząkuję znacząco.
- Po-powiesz mi w końcu, co mi się właściwie stało?
Laito ściąga z głowy swój czarny kapelusz i zatapia długie palce w swoich rudych włosach. Okrycie głowy kładzie na pościeli obok siebie.
- Co to ja...A tak, powód twojego omdlenia jest bardzo prozaiczny, Bitch- chan- zanim zdążę zarejestrować fakt, że zemdlałam- w sumie, to nie dziwne, że niczego nie pamiętam- wampir dodaje coś, co jeszcze bardziej mnie szokuje: Uderzyłaś w drzwi wejściowe. Zderzyłaś się z nimi z...dość dużym impetem. Aż został ślad- palcem wskazuje na plaster na moim czole- Nawiasem mówiąc, wyglądasz w nim naprawdę uroczo, jak taka słodka niezdara..Może powinnaś częściej robić sobie krzywdę; ma to same plusy..
- Jak to: zderzyłam się z drzwiami?- pytam, ignorując go- Jak mogłam zderzyć się z otwartymi na oścież drzwiami?- akcentuję szóste słowo, marszcząc brwi. Nie jestem aż tak niezdarna, żeby nie zauważyć, że tylne wyjście było otwarte; przecież zrobiłabym unik albo zatrzymałbym się; nawet jeśli zbiegałam po schodach, zdążyłabym albo je wyminąć, albo stanąć w miejscu; przecież to nie...
- Czemu tak cię to dziwi, Bitch-chan? To całkowicie normalnie; każdemu może się to przydarzyć- Laito robi kilkusekundową pauzę, dobierając słowa- Znaczy, wam, ludziom; rzecz jasna, wampir nigdy, by czegoś takiego nie zrobił. Jesteśmy szybsi i- znowu przerwa- wykazujemy się większym refleksem niż wy.
- Drzwi były otwarte. Na oścież. Widziałam podwórko za nimi- w przebłysku pamięci pojawiają się drzewa pełne zielonych liści i trawa, która aż zachęcała, żeby się na niej położyć lub przejść po niej bosymi stopami. Niebo były błękitne; płynęły po nim kłębiaste chmury; to też pamiętam. Czułam nawet zapach róż.
Laito patrzy na mnie z politowaniem.
- Oj, chyba za mocno uderzyłaś się w główkę, Bitch-chan- śmieje się przez chwilę; zaraz potem czuję jego dłoń na moich włosach- One były zamknięte.
Odsuwam się od niego i marszczę brwi.
- Ale jak? Przecież doskonale wiem, że były otwarte. Pamiętam to. Nie ma mowy o żadnej pomyłce- upieram się przy swoim. Nie oszalałam ani niczego sobie nie wymyśliłam; Laito niczego mi nie wmówi.
Rudowłosy wampir patrzy na mnie przez chwilę i otwiera usta, jakby chciał coś powiedzieć, jednak przerywa mu lekko poddenerwowany głos:
- Ah, teraz niby pamiętasz, tak? A jeszcze przed chwilą mówiłaś coś innego!
Odwracam się. Przy drzwiach stoi fioletowowłosy wampir, którego imienia nie pamiętam, tuląc do siebie pluszowego misia. Naglące spojrzenie podkrążonych, lawendowych oczu wbija we mnie tak intensywnie, że aż mam ochotę skurczyć się sama w sobie i ukryć się przed nim. Mogę przyznać to od razu, że z całej szóstki braci Sakamakich, to właśnie on przeraża mnie najbardziej. Patrzę na niego bez słowa, co z pewnością go denerwuje- widzę jak zaciska wargi, a jego oczy płoną ze złości. Laito również zauważa zachowanie mniejszego wampira i, modulując łagodnie głos, zagaduje do niego przyjaźnie:
- Kanato- kun, nasza maleńka zemdlała i teraz roi sobie jakieś niestworzone rzeczy. Wybacz jej i nie reaguj- głos rudowłosego aż ocieka słodyczą, ale wiem, że tak naprawdę to słowa obrazy, które mają mnie zaboleć lub wywołać we mnie jakąś reakcję, żeby mogli mi jeszcze bardziej naubliżać. Kiedy nie odpowiadam mu, Laito wzdycha, sięgając po swój kapelusz i zakładając go na głowę. Sprężyny materaca jęczą, kiedy wampir wstaje z łóżka.
- Rany, Bitch-chan, próbuję ci pomóc. Mogłabyś okazać choć trochę wdzięczności, ale jeśli wolisz, żeby reszta moich braci uznała cię za wariatkę, to proszę bardzo, więcej się nie wtrącam- Laito podnosi ramiona w bezradnym geście poddania się.
- Nie zwariowałam; pamiętam jak było i nie wmówisz mi, że było inaczej- nie zamierzam ustąpić wiedząc, że mam rację. Oni tylko na to liczą, aż przyznam, że, owszem, jestem taka głupia, że nie zauważyłam zamkniętych drzwi, ale ja nie zamierzam dać im tej satysfakcji.
- Oczywiście, że nie. Po prostu jesteś kretynką- mówi Kanato z prostotą, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. Na jego bladych ustach formuje się wredny uśmieszek.
- Oj Kanato-kun, po co od razu tak ostro?- Laito gani brata, cmokając z dezaprobatą- Nasza Bitch-chan naprawdę mocno uderzyła się w głowę; powinniśmy okazać jej współczucie zamiast krytykować- to niesamowite jak rudowłosy wampir szybko zmienia swój punkt widzenia- najpierw ma do mnie pretensje o to, że nie chcę przyjąć jego pomocy i nazywa wariatką, a kiedy Kanato używa wobec mnie gorszego określenia, nagle znowu postanawia być dla mnie miły? Te ich nagłe wahania nastroju zaczynają powoli mnie dezorientować. A co jeśli postanowią mnie najpierw udusić, ponieważ czymś ich zdenerwuję, albo wymyślą coś jeszcze gorszego, by później zacząć mnie przepraszać? Nie liczę na okazywanie miłosierdzia wobec mnie, ale też nie chcę, by coś mi zrobili, bo...Bo to krwiożercze potwory, może o aparycjach niezwykle przystojnych mężczyzn, ale jednak to żądne krwi monstra..
Czuję jak przechodzi mnie zimny dreszcz. Oni w każdej chwili mogą się na mnie rzucić i co ja wtedy zrobię; nie mam z nimi szans; pogryzą mnie albo zabiją..
- Bo jest głupia. Próbowała nam uciec- mówi Kanato, dziwnie blisko mnie. Podnoszę wzrok i widzę, że wampir przysiadł na łóżku na poduszkach. Tuli swojego misia i nie spuszcza ze mnie ponurego spojrzenia- Musiałem rzucić się za nią w pogoń, inaczej by nam zwiała.
- Nikt cię nie o to nie prosił, drogi braciszku- Laito teatralnym, wyuczonym gestem poprawia czarny kapelusz- Prędzej czy później zgubiłaby się w plątaninie korytarzy i wróciłaby do punktu wyjścia.
Kanato prycha.
- Jasne, a wy byście od razu się na nią rzucili i nic, by dla mnie nie zostało- mruczy wampir, wciskając twarz w brzuszek swojej przytulanki. Wciąż ze złością się we mnie wpatruje. Pod wpływem jego spojrzenia boję się nawet zaczerpnąć głośniej powietrza.
- Musisz nauczyć się walczyć o swoje, Kanato- kun- Laito wzrusza ramionami, a siedzący przy mnie Kanato zaciska usta. Pomiędzy braćmi panuje niezwykle oziębła atmosfera; zachowują się, jakby nie byli rodziną, a zupełnie obcymi sobie istotami, które przez czysty przypadek znalazły się w tym samym miejscu o tym samym czasie. Sama nie mam rodzeństwa, ale wiem, że nie tak prezentują się braterskie czy siostrzane relacje. Między nimi powinna istnieć miłość, a nie wzajemna niechęć.
- Może przestańcie wszystko zatrzymywać dla siebie. Mi także coś się należy- Kanato wbija we mnie wyzywające spojrzenie tak, że nie mam wątpliwości, że chodzi mu o mnie.
- Egzystencja wampira nie jest sprawiedliwa, braciszku. Naucz się w końcu walczyć o swoje- powtarza znów Laito, poprawiając rondo kapelusza. Sakamaki przez chwilę mierzą się ponurymi spojrzeniami, nawzajem oczekując swoich reakcji. Ja jednak nie mam zamiaru przebywać ani chwili dłużej wśród tej dwójki i, zanim którykolwiek z nich zdąży mnie powstrzymać, zrzucam z siebie kołdrę, przysiadając na krawędzi łóżka...i w tej samej chwili do pokoju jak burza wpada Ayato, doskakując do mnie w zawrotnym tempie. Silnymi dłońmi łapie mnie za ramiona; materac ugina się pod jego kolanami, kiedy pochyla się nade mną.
- Gdzie?- mówi głosem zimnym jak lód. Przechodzi mnie dreszcz, a żołądek nieprzyjemnie się zaciska. Ayato lustruje wzrokiem dwójkę swoich braci, przyciskając mnie do swojej piersi. Natychmiast zaczynam się wyrywać, bo nie chcę być przez niego dotykana; w ogóle nie życzę sobie niczyjego dotyku, ale wampir trzyma mnie mocniej i najwidoczniej nie ma zamiaru mnie puścić.
- Nie wierć się tak, Naleśniku- warczy mi do ucha, potem zwraca się do braci: Gdzie?
Laito wzrusza ramionami.
- Nie mam pojęcia, o co ci chodzi, Ayato-kun. Przyszliśmy odwiedzić naszą Bitch-chan.
- Nie zrobiliśmy nic złego- dopowiada Kanato, tuląc misia, a ja nie mogę oprzeć się wrażeniu, że siłą woli powstrzymuje się, by nie dodać czegoś jeszcze. Zaczynam się domyśleć, co by to mogło być.
Ayato przenosi na mnie wyzywające spojrzenie zielonych jak u kota tęczówek.
- Przestań ze mną pogrywać, Naleśniku- w jego cichym głosie pobrzmiewa ukryta groźba- Lepiej przyznaj się po dobroci!
Patrzę na niego zdumiona. O co mu chodzi? Do czego mam się przyznać?
- Nie rozumiem- odpowiadam zgodnie z prawdą. Ayato, niezadowolony, ściska mocniej moje ramiona. Tłumię jęk bólu. Jednocześnie w mojej głowie odzywa się ponownie tępe pulsowanie. Odsuwam się na tyle, na ile mogę od czerwonowłosego wampira, pochylając głowę.
- Co ci jest?- pyta, odgarniając lodowatą dłonią włosy z mojej twarzy. Marszczy brwi, zauważywszy opatrunek na moim czole- Głowa nadal cię boli?
Zdumiona jego nagłą łagodnością kiwam wolno. Pulsowanie z każdą chwilą staje się mocniejsze, zupełnie jakby ktoś wiercił mi młotem pneumatycznym pod czaszką. Krzywię się i zaciskam zęby, żeby nie zacząć jęczeć z bólu. Nie mogę zebrać myśli; rozwiewają się i uciekają niczym stos kartek zdmuchniętych powiewem wiatru, a ja czuję się zbyt otumaniona, by zacząć je gonić i porządkować.
Nacisk dłoni na moich ramionach znika. Ktoś pozwala mi swobodnie opaść na materac, ale ja natychmiast podnoszę się na łokciach, nie chcąc ustąpić. Natrafiam wzrokiem na pociemniałe ze złości oczy Ayato.
- Leż- krótki rozkaz, niczym do żołnierza, a po chwili czuję jak jego dłonie przygwożdżają mnie do łóżka. Nabieram szybko powietrza, czując nagłe mdłości
- Nie..Ja muszę do..
- Nigdzie nie musisz iść- oznajmia zimnym głosem Laito. Chłód w jego głosie zaskakuje mnie.
- I nigdzie nie pójdziesz- Kanato pojawia się nagle koło nas. Odkłada pluszowego misia na stolik nocny i obdarza mnie przerażającym uśmiechem. Żółć podchodzi mi do gardła; czuję, że zaraz zwymiotuję, jeśli natychmiast mnie nie puszczą.
- Proszę, ja muszę...Naprawdę muszę wyjść..- patrzę na nich błagalnie. Z mojej twarzy na pewno zniknęły już żywe kolory; na pewno jestem niesamowicie blada.
Laito i Kanato wymieniają porozumiewawcze spojrzenia. Jeszcze przed chwilą omal nie rzucili się sobie do gardeł, a teraz zamierzają współpracować? Ogarniają mnie wątpliwości, że skończy się to dla mnie dobrze. Nabieram co do tego pewności, kiedy oba wampiry zgodnie łapią mnie za ręce, unieruchamiając mnie. Zastygam w bezruchu.
Laito podnosi moje ramię do ust i składa na nim delikatny pocałunek. Szarmanckim gestem podkłada sobie drugą dłoń pod moją rękę i zaczyna przejeżdżać wargami po niej, co jakiś pociągając głośno nosem. Kanato po prostu trzyma mój nadgarstek, przejeżdżając palcem po ledwo widocznych żyłach.
- Bitch-chan, jak ty słodko pachniesz- Laito z lubością zbliża moją rękę do swoich ust. Patrzy na mnie zielonymi oczami, pytając o pozwolenie. Kręcę głową, próbując wyrwać dłoń z jego uścisku. Kanato nie jest aż takim dżentelmenem- przejeżdża ostrymi jak brzytwa kłami po najbardziej nabrzmiałej żyle mojego nadgarstka.
- Nie, nie, proszę, zostawcie mnie- błagam, coraz bardziej przerażona. Oba wampiry znowu wymieniają spojrzenia, których nie rozumiem albo znaczenia nie chcę się domyślać. Ayato patrzy na to wszystko z całkowitą obojętnością, zakładając ręce na piersi. Jeszcze przed chwilą tak przejmował się moim stanem, a teraz pozwala, by jego bracia robili ze mną, co chcą. Rzucam mu błagalne spojrzenie i w myślach usilnie go proszę, aby jakoś zareagował. Wygląda na silniejszego od nich, na pewno da sobie radę z dwójką młodszych wampirów; wystarczy, że ich ode mnie odciągnie..Proszę, Ayato, zrób coś..!
Jednak Ayato nic nie robi; nie ratuje mnie; nie wykonuje żadnego kroku w tym kierunku. To odgłos szeroko otwieranych drzwi i stłumionych kroków powoduje, że Laito i Kanato zaprzestają znęcania się nade mną.
- Co tu się dzieje? Co wy robicie? I dlaczego ona wciąż leży w łóżku?
Reiji!
Dziękując w duchu za jego pojawienie się, podnoszę na niego oczy. On na pewno każe Laito i Kanato się uspokoić- już wcześniej interweniował w podobnej sprawie. Jednak kiedy wspomniana dwójka wraca do napastowania mnie, przesuwając ustami i kłami po mojej skórze, a czarnowłosy nie zwraca na to uwagi, czuję jak moja nadzieja się ulatnia. Reiji tymczasem zwraca się spojrzeniem w stronę Ayato, który obserwuje całą scenę pociemniałymi oczami.
- Co to ma znaczyć? Przecież wysłałem cię tutaj, abyś ich przypilnował.
Ayato prycha z oburzeniem.
- Nie jestem ich niańką. Dopóki jej nie ugryzą, nie obchodzi mnie, co robią- przenosi zobojętniały wzrok na naszą trójkę. Kanato i Laito, najwyrażniej zachęceni przez jego słowa, pozwalają sobie na więcej. Rudowłosy wampir zdecydowanym ruchem odsłania skórę na moim ramieniu. Dopiero teraz zauważam, że zamiast ubrania, w którym przyjechałąm, mam na sobie koszulę nocną z białej koronki. Rumienię się na myśl, że któryś z braci Sakamakich przebrał mnie, gdy byłam nieprzytomna. Przecież to by oznaczało, że...jeden z nich mnie... a ja...Boże..!
Zaciskam powieki, nie chcąc sobie tego wyobrażać. Piszczę, czując jak zęby Kanato zahaczają o moją nabrzmiałą żyłę na nadgarstku. W tej samej chwili między nami pojawia się Ayato, oddzielając mnie od fioletowowłosego wampira. Brat łapie go za kołnierz koszuli i odciąga ode mnie ze złością.
Kanato marszczy brwi.
- Puść mnie, Ayato-kun.
Wyższy wampir zaciska mocniej dłoń na materiale.
- Miało być bez gryzienia!
- Nic jej jeszcze nie zrobiłem!
- A byś tylko spróbował!
- Ktoś tu jest zbyt zaborczy, nie uważasz?- Laito posyła mi uśmiech, nachylając się do mnie- Może skończymy, co zaczęliśmy skoro moi bracia nam w końcu nie przeszkadzają?- nie czekając na moją odpowiedź, zaciska palce na materiale cienkiej koszuli nocnej, ciągnąc ją w dół.
- Nie!- podnoszę ręce do piersi, by je zakryć przed rudowłosym wampirem.
- Oj maleńka, nie bądź taka, pozwól mi popatrzeć- Laito sięga dłońmi w moją stronę. Zanim zdążę się uchylić, Ayato odpycha ode mnie brata, który z powodu niespodziewanego popchnięcia, zsuwa się z krawędzi łożka i po chwili upada z impetem na ziemię.
- Au, jakiś ty okrutny, braciszku- jęczy Laito, poprawiając kapelusz na głowie- Bitch-chan jeszcze do nikogo nie należy, więc daruj sobie takie zagrywki.
- Właśnie, Ayato- kun, nie masz do niej żadnego prawa- Kanato z powrotem tuli swojego misia do siebie, lustrując mnie ponurym wzrokiem. Nieświadomie przybliżam się do Ayato, który łapie mnie za ramiona.
- Nie ważcie się jej więcej dotykać. To ja pierwszy skosztuję krwi Naleśnika.
To wszystko dzieje się tak szybko. Nie nadążam za ich ruchami. Jednak ostatnie zdanie wypowiedzane przez Ayato i kryjąca się w nich groźba, powodują, że przechodzi mnie dreszcz.
Zaczynam się wyrywać.
- Nie! Puść mnie! Puść!
- Nie wierć się tak, siedź spokojnie, Naleśniku!- warczy czerwonowłosy wampir, odginając mi szyję. Przyciskam dłonie do jego klatki piersiowej i próbuję go odepchnąć, jednak bezskutecznie. Jest silniejszy. Nie mam najmniejszych szans. Przesuwam proszącym wzrokiem po swoich niedawnych oprawcach, ale żaden nie rzuca się mi na pomoc.
- Ayato, ile razy mam ci powtarzać, że ze swoimi ofiarami masz się zabawiać w swoim pokoju? Nie gorsz nas swoim nagannym zachowaniem- Reiji, o którego obecności zapomniałam, z westchnieniem poprawia swoje okulary. W rękach trzyma sporych rozmiarów paczkę przewiązaną cienkim sznurkiem- Odsuń się od niej.
Ayato podnosi głowę znad mojej szyi i przez chwilę oba wampiry mierzą się wyzywającymi spojrzeniami. Czuć przepływające między nimi napięcie. Obaj wyglądają, jakby mieli nawzajem rzucić się sobie do gardeł. W końcu Reiji podnosi dłoń w białej rękawiczce do ust i łapie materiał zębami, unosząc przy tym znacząco brwi.
Ayato nagle tężeje i odsuwa się ode mnie. Patrzę zaskoczona, gdy zajmuje miejsce na łóżku obok mnie.
- Niech będzie, wygrałeś. Ale następnym razem nie zrezygnuję tak szybko- zastrzega czerwonowłosy.
- Oczywiście- Reiji kiwa głową- Trzymaj- rzuca mi tajemniczy pakunek.
Odruchowo łapię go ręce i potrząsam. Paczka jest zaskakująco lekka.
- Co to jest?
- Otwórz i sama się przekonaj.
Z pewną dozą niepewności zaczynam rozrywać papier. Czuję na sobie wyczekujące spojrzenia czwórki wampirów. Nie wiem, czego mam się spodziewać po otwarciu podarku.
W środku znajduje się złożony na cztery mundurek szkolny. Podnoszę go do góry, by lepiej mu się przyjrzeć.
- Uniform szkolny?- pytam zaskoczona. Wodzę wzrokiem po wampirzych braciach- Dlaczego mi go dajecie?
- Po to byś mogła razem z nami zacząć naukę, to chyba oczywiste, nieprawdaż?- Reiji kręci głową- Naprawdę, poziom twojej inteligencji jest zadziwiająco niski. To mundurek szkolny, więc, zgodnie z nazwą, przywdziewa się go na zającia w szkole- patrzy na mnie przez chwilę, po czym wzdycha: Nadal nie rozumiesz? Kobieto, gdzieś ty się wychowała?
Ignoruję go i rozkładam mundurek, aby zobaczyć go w całej okazałości. Składa się na niego biała bluzka, chusta do zawiązania przy dekolcie i czerwona wstążka pod kołnierz. Przypomina mi to uniform, który zakładałam do starej szkoły, jednak tamtejszy ubiór nie był aż tak elegancki. Wygląda na drogi i jestem niemal pewna, że w normalnych okolicznościach nie byłoby mnie na niego stać- pensja taty nie starczyłaby na opłacenie prywatnej szkoły. A wygląda na to, że rodzina Sakamakich uczęszcza właśnie do takiej placówki.
Odsuwam od siebie podarunek.
- Nie mogę go przyjąć, przepraszam. Nie stać mnie na opłacenie go. Muszę go zwrócić.
- Slucham?- pyta Reiji i w tej samej chwili Laito, Ayato i Kanato wybuchają głośnym śmiechem.
- Bitch-chan, jesteś taka urocza! Czemu wcześniej do nas nie trafiłaś?
Reiji, wyraźnie podrażniony, wzdycha.
- Na listość, pośpiesz się i załóż ten mundurek. To prezent, więc bądź na tyle wychowana i przyjmij go z wdzięcznością.
Zauważam, że wampiry każą mi się przebrać, ale jakoś żaden z nich nie szykuje się do wyjścia. Zapominając o bólu głowy, marszczę brwi.
- O co znowu chodzi?- wzdycha Reiji, poprawiając okulary- Jesteś niemożliwą w obejściu i doprawdy irytującą istotą.
- Jak mam się ubrać, kiedy wszyscy tu siedzicie? Najpierw wyjdźcie- mówię, wskazując na całą czwórkę ręką i czując jak moje policzki zalewa rumieniec zażenowania.
Jednak miny chłopaków ani trochę nie wyrażają tego uczucia, kiedy patrzą na mnie rozszerzonymi z ciekawości oczami.
- Bitch-chan nago..- wzdycha Laito, bawiąc się rondem kapelusza. Przykłada dłoń do policzka i odchyla głowę- Mhm, cóż za kusząca wizja..
Ayato i Kanato zgodnie kiwają głową. Czerwonowłosy dodatkowo oblizuje wargi ze znaczącym uśmieszkiem. Nieprzyjemny dreszcz przechodzi mi po kręgosłupie.
- O-okej, skoro nie chcecie wyjść, ja to zrobię- wstaję z łóżka, zabierając paczkę ze sobą i ruszając do drzwi.
Na odchodnym słyszę pomocne słowa, które w tym momencie powodują we mnie czystą irytację:
- Łazienka jest po lewej stronie. Pośpiesz się, będziemy oczekiwać cię w holu głównym.
Trzaskam drzwiami tak mocno, że stylizowana gałka aż podskakuje z klekotem.
Bez trudu trafiam do łazienki i zamykam się w niej na klucz. Nie potrzebuję, żeby te potwory dostały się do mnie i siedziały tu razem ze mną, wlepiając we mnie wygłodniały wzrok i szukając sposobności, by się we mnie wgryźć. Stanowczo dziękuję za takie coś!
Zaraz...
Przecież, kiedy byłam nieprzytomna, miały niepowtarzalną sposobność, by to zrobić- nie miałam jak się obronić, więc na pewno to wykorzystały i...
Czuję tak potężne mdłości, że muszę przytrzymać się ściany, by nie upaść i znowu nie zemdleć. Biorę kilka głębokich wdechów i kiedy atak paniki mija, ściągam koszulę nocną przez głowę. Uważnie ogladam delikatny materiał, ale nie znajduję nawet najmniejszych śladów krwi, nawet przy dekolcie, który naderwał Laito. Potem zaczynam oględziny swojego ciała, starając się niczego nie przeoczyć. Znowu nic.
,,Całe szczęście”, wzdycham z ulgą. Przytryzmuję się brzegu porcelanowej umywalki i pochylam głowę, zamykając oczy. Choć przez chwilę odpocząć od tego całego koszmaru. Choć na chwilę stąd uciec.
- W co ja się wpakowałam?- mówię, podnosząc wzrok na lustro nade mną. Blada skóra, żywe rumieńce na policzkach, pobladłe usta, rozczochrane, kręcone włosy w kolorze wyblakłego blondu, chuda jak patyk sylwetka, duże jak u sarny janoczerwone oczy... Z taką drobną posturą nie dam sobie rady z szóstką wyrośniętych i dojrzałych wampirów..Nawet gdybym miała jakąś broń, choćby najzwyklejszy nóż, wątpię, abym mogła coś zdziałać. Krótko mówiąc, moja sytuacja nie jest godna pozazdroszczenia. Jest gorzej niż beznadziejnie.
Nie.
Jest wprost tragicznie. Muszę coś wymyślić, muszę znaleźć sposób na ucieczkę stąd, muszę coś zrobić, by te potwory się do mnie nie dobrały i nie pozbawiły mnie całej krwi z żył.
Muszę skontaktować się z tatą!
Mgłiście przypominam sobie, że Ayato zabrał mój telefon, kiedy obudziłam go, chcąc mu pomóc, położyl go obok siebie na kanapie, ale nie wiem, co zrobił z nim dalej, czy zostawił go tam, czy może ten cały Subaru go zniszczył tak samo jak oparcie mebla. Mam nadzieję, że ta pierwsza opcja okaże się jednak prawdziwa i odzyskam moją komórkę w jednym kawałku.
Rozglądam się po pomieszczeniu. Łazienka jest przestronna i utrzymana w janej kolorystyce- przeważają tu żółcie i pomarańcze, kafelki na podłodze są niebieskie i gładnie jak marmur. Jest tu umywalka ze zlewem i dwuskrzydłowa szafka z lustrem. Dalej znajduje się szklana kabina prysznicowa z przewieszonym przez nią janoróżowym ręcznikiem. Na środku królują pozłacana toaletka, podobna do tej, którą widziałam w swoim nowym pokoju, i krzesło. Na jej blacie leży samotnie czerwona szczotka do włosów. Nie ma tu kaloryfera ani okien. Ostatnim elementem wyposażenia jest wanna na złotych, bogato zdobionych nóżkach. Powstrzymuję przemożną chęć wskoczenia do niej, puszczenia wody i ukrycia się na jej dnie, aby bracia Sakamaki nie mogli mnie znaleźć. Od czasu do czasu musiałabym tylko się wynurzyć na kilka sekund, by nie umrzeć z braku powietrza. Może się uda...
Wzdycham głęboko i rozkładam mundurek szkolny. Dopiero teraz widzę go w całej okazałości i zauważam, że do zestawu dołączona została czarna kamizelka zapinana na złote guziki. Ubranie go zajmuje mi parę minut; koszulę nocną przewieszam przez oparcie krzesła przy toaletce. Szczotką pobieżnie rozczesuję moje niesforne loki. Wracam do umywalki i jeszcze raz przemywam twarz. Lodowata woda koi moje zszargane nerwy i pomaga mi się uspokoić i przygotować na najgorsze, czyli spotkanie z szóstką braci w holu głównym.



Kiedy pojawiam się w umówionym miejscu, cała szóstka już mnie wyczekuje. Na raz, jak na jakieś zawołanie, wszyscy zwracają na mnie wzrok. Czuję na sobie sześć taksujacych spojrzeń i wcale mi się to nie podoba. Nie dlatego, że mój wygląd ocenia grupa, co tu dużo kryć, naprawdę urodziwych chłopaków- myślę, że to nawet swego rodzaju komplement- ale dlatego, że to żądne krwi monstra i patrzą na mnie jak apetyczny obiad. W tym przypadku kolację.
- Jestem- mówię, zakładając ręce na piersi. Pierwszy odrywa ode mnie wzrok Reiji.
- Świetnie, choć mogłaś się pośpieszyć.
- Przecież to ludzka dziewczyna. Nie wiesz, ile ona potrafią spędzić czasu w łazience?- prycha Ayato, rzucając mi ukradkowe spojrzenie.
- Nie rozumiem, po co się tak stroić do szkoły- Subaru mija mnie, nie patrząc na mnie. Za moimi plecami rozlega się przeciągły świst.
- Razem z Teddym musieliśmy na ciebie czekać, bezszczelna dziewucho.
- No, no, no, Bitch-chan, w tym mundurku wyglądasz jeszcze bardziej uroczo niż, kiedy się rumienisz. Jesteś tak słodka, że aż mógłbym cię schrupać- Laito zrównuje się ze mną i obejmuje mnie ramieniem. Pochyla się. Przy uchu słyszę jak szepcze: Przestań nas tak kusić, niegrzeczno dziewczyno- brzmi to groźnie, niemal jak ostrzeżenie. Lecz uśmiech, który posyła mi rudy wampir jest przyjazny.
- Chodźmy, laleczko.
Ktoś kładzie mi dłoń na ramieniu, zatrzymując mnie.
- Poczekaj, weź to- Reiji wpycha mi do ręki szkolną, skórzaną teczkę z przywiązanym do niej woreczkiem z kapciami na zmianę. Mam nadzieję, że w środku znajduje się moja komórka, ponieważ nie mam już jak sprawdzić kanapę w holu, popychana przez zniecierpliwionego Ayato.
- Wyjdź łaskawie, a nie zastawiasz przejście! Strasznie jesteś wkurzająca, wiesz?
- Ty tak samo! I przestań mnie dotykać!
- Takaś wyszczekana?- Ayato mruży zielone oczy- Zobaczymy, czy będziesz wciąż taka odważna jak się tobą zajmę.
- Proszę bardzo, nie boję się ciebie!- zaraz, co ja wyprawiam?! Przecież to wampir! Czy ja już do reszty zwariowałam, że mu się odgrażam?!
- Możecie przestać zachowywać się jak dzieci?- Reiji patrzy na nas z dezaprobatą- Wchodźcie lepiej do samochodu.
Odwracam głowę i zamieram z wrażenia. Na podjeździe stoi prawdziwa czarna limuzyna z przyciemnianymi szybami i złotym znaczkiem w kształcie rogów byka na masce. Nigdy nie jechałam aż tak ekskluzywnym autem, więc jakaś cząstka mnie czuje ogromne podniecenie.
- Co? Zatkało cię?- Ayato, zatrzymawszy się koło mnie, mówi z wrednym uśmiechem- U nas takie luksusy są na porządku dziennym.
- Nie ma czym się chwalić- prycham, kręcąc głową. Zostawiam go z tyłu i wsiadam do limuzyny. Zajmuję miejsce przy oknie; z daleka od pozostałych wampirów. Shuu, śpiący na siedząco, otwiera jedno oko, rzuca mi krótkie spojrzenie i na powrót zasypia. Reiji zajmuje miejsce koło niego z miną kogoś, kto został zmuszony do zrobienia naprawdę nieprzyjemnej rzeczy. Nie wiem skąd i jak w jego materializuje się książka; wampir otwiera ją na odpowiedniej stronie i zaczyna czytać, zupełnie ignorując resztę rodzeństwa. Kanato mruczy coś do swojego pluszowego misia, a obok niego Laito nie spuszcza ze mnie lubieżnego wzroku.
- Posuń się, Naleśniku- słyszę nad sobą. Ayato siada obok mnie, opierając się ramieniem o zagłówek- Zajełaś moje miejsce- wyjaśnia. Natychmiast się podnoszę, by usiaść gdzieś indziej, ale wampir ciągnie mnie za rękę aż z powrotem opadam koło niego- Siedź już tutaj, rany.
- Możemy ruszać- mówi Reiji, nie odrywając wzroku od lektury.
- To nie fair. Ja chciałem usiąść koło Bitch-chan- narzeka Laito, wydymając policzki jak dziecko.
- Nie jęcz; trzeba było się pośpieszyć.
- No wiesz, chciałem być kulturalny i poczekać aż nasza słodka laleczka sama do mnie przyjdzie- podpiera podbródek na ręce i wzdycha. Po chwili się podnosi- Oh, chyba mam pomysł..Shuu- ku, czy byłbyś tak miły i zaprezentował naszej dziewczynce swoje umiejętności?
Unoszę zaskoczona brwi. O co mu chodzi? Jakie znowu umiejętności? Przenoszę wzrok na blondyna. Tak jak myślałam, nadal śpi. Subaru wzdycha, a Kanato przestaje prowadzić jednoosobowy dialog z Teddym i zaciekawiony przekręca głowę. Reiji wciąż jest pochłonięty lekturą. Odwracam się do Laito.
- Jakie to irytujące..Spać nie dają.
- Co ty chcesz...- zaczynam mówić. I nagle milknę. Coś mi się tu nie zgadza. Patrzę na wampira siędzącego po mojej lewej stronie. Co tu robi Ayato? Czy koło mnie nie było Reijiego? Rzucam okularnikowi szybkie spojrzenie. Podnosi głowę, wzdycha głośno i wraca do lektury. Najwyraźniej nie zauważył mojej zmiany siedzenia. Ale jakim cudem znalazłam się koło Ayato?
Nie.
Chwila.
Czy ja przypadkiem nie siedziałam koło Shuu? Blondyn podnosi powieki i patrzy na mnie niebieskimi jak niebo o poranku oczami. Na pewno on był koło mnie. A po lewej stronie Kanato. Fioletowłosy znajduje się jednak po drugiej stronie. Jakim cudem? O co tu chodzi?
- Shuu- słyszę ostrzegawczy głos Reijiego. Blondyn przenosi znudzony wzrok na brata. Reiji już nie czyta; książka leży otwarta na jego kolanach- Zaprzestań tego, co robisz.
Shuu unosi brwi jako wyzwanie.
Subaru wzdycha i zakłada ręce na piersiach. Kanato znów rozmawia szeptem z Teddym. Ayato nic nie mówi.
Mrugam kilka razy.
Tak! Siedziałam koło Shuu! Idę do niego!
Wstaję i niemal natychmiast potykam się o wystawioną nogę czerwonowłosego wampira. Lecę wprzód, wprost na zaskoczonego Subaru, który ułamek sekundy później łapie mnie w ramiona, odwraca i popycha w kierunku Ayato. Z całym impetem ląduję na jego kolanach, co wydaje mu się nie przeszkadzać, ponieważ nie zrzuca mnie z siebie. Czuję jak ręką oplata mnie w pasie.
- Aż tak ci się podobam?- szepcze mi Ayato na ucho- Nie wiedziałem, że jesteś taka szybka w tych sprawach. Zainteresowałaś mnie.
Co? Jak? Czemu siedzę na kolanach tego idioty? Czy ja przypadkiem...
- Dość!- Reiji patrzy zimnym wzrokiem na Shuu- Dosyć tej zabawy. Wszyscy zachowujecie się jak dzieci. Jakie świadectwo przynosi to naszej rodzinie?
- Sama się o to prosiła- mruczy Kanato, przytulując misia.
- Następnym razem jej nie złapię- oświadcza Subaru.
- Cóż, ktoś inny cię wyręczy..- Laito wzrusza ramionami i uśmiecha się- Tak nawiasem mówiąc, uroczo razem wyglądacie, braciszku.
- Gdyby złapał ją mocniej, mógłby ją zgnieść- mówi Kanato z podnieceniem w głosie- To by było ciekawe, prawda, Teddy?
- Nie ściskajaj jej tak, udusisz ją- mówi Laito ze śmiechem, poprawiając kapelusz- Daj też innym się nią nacieszyć. Nie jesteś pępkiem świata, Wasza Wysokość.
- Puść ją, Ayato- Reiji znów odrywa się do lektury i poprawia okulary- Daj jej w spokoju usiąść.
Co?
Patrzę w dół. Nie wiem jakim cudem dociera do mnie dopiero teraz, że siedzę Ayato na kolanach. W dodatku on trzyma mnie w pasie, jakby nie chciał bym się ześlizgnęła.
- Prze...- oblewa mnie gorący rumieniec wstydu. Zeskakuję mu szybko z kolan i siadam jak najdalej od niego-Przepraszam, nie chciałam, nie wiem jak się tam znalazłam, ale, uwierz, nie było to moją intencją, nie chciałam tego, wybacz...- mówię nieporadnie, nie spoglądając na niego.
- Ona znowu się rumieni. To normalne?
- Rany, jacy wy wszyscy jesteście irytujący..
- Jesteś taka słodka, Bitch-chan! Następnym razem usiądź na moich kolanach, dobrze? Aż mnie nosi na myśl, jakie to by było podniecające..
- Przestań wygadywać takie rzeczy, cholerny zboczeńcu!
- Laito-kun, czasami naprawdę żałuję, że jesteśmy spokrewnieni. Teddy tak samo.
- Nie uciekaj ode mnie, Naleśniku. Nic ci nie zrobiłem.
- Czy możecie się wszyscy przymknąć? Chcę spać.
- Jak dzieci, doprawdy...
Limuzyna zatrzymuje się z piskiem opon.



Komentarze

Rozalia Uzumaki pisze…
O ja cię. Ja tak wchodzę na stronę główną bloga (po napisaniu komcia), a tu nowy rozdział. Ale miałam podjarkę (bo po poprzednim był niedosyt). Jednak internet naprawdę mi coś głupio działa i się wkurzam no, że nie mogłam od razu skomentować.
Przechodząc.
Super, mega, ekstra, chcę więcej i jest tak fajnie to wszystko opisane, że chce się siedzieć i tylko czytać. Nie mogę się doczekać co będzie dalej. Mam też skrytą nadzieję, że nie będzie wątku romansu (jeśli będzie xD) z Ayato. Mam nadzieję.
No ciekawie jak się wszystko potoczy.
Co do błędów, w tym rozdziale pojawiło się trochę literówek, ale to nic. Mało mnie to obchodzi i przy tak świetnej treści.
Morze weny~~
Amai_Etco pisze…
Mogę Ci obiecać, że nie będzie taka typowa historia miłosna ;) Bardzo dziękuję za miłe slowa- to niesamowite jak takie pozytywne komentarze wpływają na chęć dalszego pisania^^
Karolina Bluszcz pisze…
Szalejesz, kobieto, z tymi rozdziałami. Jak tak dalej pójdzie to pobijesz mój 3-letni rozdziałowy dorobek. Taki żarcik~. Jako, że wciąż podążasz według oryginalnej fabuły, wciąż ciekawi mnie, czy dodasz do tej historii coś swojego i jeśli tak, to co to będzie. Pozdrawiam~.
Amai_Etco pisze…
Oj, nie, wątpię, żeby to tak szybko poszło :D Trochę(dużo) mi do Ciebie jeszcze brakuje ;)Ale dziękuję za miłe słowa i również Cię pozdrawiam i życzę weny, bo 46 rozdział Twojego ff był zaskakujący. Oby tak dalej! :3

Popularne posty z tego bloga