Diabolik Lovers- Rozdział Piąty
Minęło trochę czasu, odkąd opublikowałam ostatni rozdział DiaLovers. Oto kolejna część, mam nadzieję, że Wam się spodoba i skomentujecie go jakoś, dacie rady albo zmieszacie mnie z błotem ;)
Jako że został mi jeszcze miesiąc wakacji(piękne życie studenta) i nie wyjeżdżam nigdzie, gdzie nie ma dostępu do internetu, mam więcej czasu na pisanie^^ Dziękuję, że czekaliście i, nie przedłużając, zapraszam do lektury ^^
Diabolik Lovers- Rozdział Piąty
Minęło trochę czasu, odkąd opublikowałam ostatni rozdział DiaLovers. Oto kolejna część, mam nadzieję, że Wam się spodoba i skomentujecie go jakoś, dacie rady albo zmieszacie mnie z błotem ;)
Jako że został mi jeszcze miesiąc wakacji(piękne życie studenta) i nie wyjeżdżam nigdzie, gdzie nie ma dostępu do internetu, mam więcej czasu na pisanie^^ Dziękuję, że czekaliście i, nie przedłużając, zapraszam do lektury ^^
Diabolik Lovers- Rozdział Piąty
Po kilku
minutach, które dla mnie ciągną się w nieskończoność, Ayato
puszcza mnie. Wstaje z kolan i wyciera kąciki ust z mojej krwi. Jego
zielone oczy lśnią.
- Wystarczy-
mówi, mijając mnie. Rzuca mi obojętne spojrzenie i wychodzi,
trzaskając drzwiami.
Patrzę na
drzwi, mając nadzieję, że Ayato nie postanowi nagle wrócić i
mnie ponownie...Kręcę głową, nie chcąc o tym myśleć. Muszę
stąd uciekać. Ale najpierw wstać. Nie jest to proste, bo mam
wrażenie, że moje kości ważą tonę. Jednocześnie nogi mam jak z
waty. Każdy ruch szyją skutkuje ukłuciem. Przejeżdżam po niej
palcami i nabieram głośno powietrza, wyczuwając dwie małe
dziurki. Z ranek wciąż sączy się krew, spływając mi po
obojczykach. Nawet nie chcę patrzeć na swoją twarz, bojąc się
jak bardzo została poraniona. Opanowując drżenie, podchodzę do
drzwi składzika i naciskam klamkę. Na krótką chwilę ogarnia mnie
przerażanie, że zamek nie zaskoczy i zostanę tu zamknięta na
nie wiadomo jak długo, ale udaje mi się wydostać na zewnątrz.
Trzaskam drzwiami i, zataczając się z lekka, wyruszam na
poszukiwania toalety.
Stojąc przed
lustrem, uważnie wpatruję się w swoją twarz. Całą jej
powierzchnię aż do brody znaczą maleńkie czerwone punkciki, na
szczęście już nie krwawiące; takie same odnajduję na swoich
rękach i palcach. Rany nie są głębokie, ale przy każdym
dotknięciu dają znać o swoim istnieniu. Od zaschniętej krwi moja
skóra przybrała czerwony odcień; mam od niej także posklejane
włosy. Wyglądam jak niedoszła ofiara mordercy, której cudem udało
się uciec. I jeszcze ten wielki plaster... Strach pomyśleć, co by
się ze mną stało, gdyby w porę nie zjawił się Ayato. W duchu mu
dziękuję za uratowanie życia i, pomimo faktu, co sam później
zrobił, naprawdę jestem mu wdzięczna.
Odkręcam kran i
wkładam dłonie pod lodowaty strumień wody. Moje ręce płoną z
bólu. Zaciskając zęby, trę nimi o siebie, by zmyć ślady krwi.
Woda barwi się na różowo i spływa odpływem. Ochlapuję twarz,
mocząc bluzkę pod spodem. Odrywam kilka listków stojącego przy
umywalce ręcznika papierowego, moczę je i przykładam do szyi jako
prowizoryczny opatrunek. Woda na dnie umywalki jest już czerwona,
kiedy zakręcam kran. Owijam mokry papier w kilka suchych warstw i
wychodzę z łazienki.
Przez jakiś
czas błąkam się po szkolnym korytarzu, przyciskając papier do ran
na szyi, twarzy i rękach. Ból ustąpił lekkiemu ćmieniu, jednak z
tym da się wytrzymać. Nie bardzo wiem dokąd mam iść i, chociaż
najchętniej wyszłabym ze szkoły, to nie mogę tego uczynić. Na
pewno nie w moim obecnym stanie, bo jestem pewna, że daleko bym nie
uciekła. Do klasy również nie mogę wrócić- w końcu nawet nie
przekroczyłam jej progu, więc to by było dziwne, gdybym nagle się
tam pojawiła. I do tego cała zakrwawiona. Nikt nie może mnie teraz
zobaczyć. Najlepszym wyjściem byłoby ukrycie się gdzieś i
przeczekanie aż wszyscy opuszczą budynek szkoły, żebym mogła
bezpiecznie wyjść. Przez chwilę myślę, gdzie mogłabym spokojnie
przeczekać do końca zajęć, a kiedy w mojej głowie pojawia się
myśl, odwracam się i na pięcie.
Ku mojej uldze
nie dostrzegam nikogo przed schowkiem, wchodzę więc do środka i
zamykam drzwi na klucz. Nie ma tu zbyt wiele miejsca - o ściany
opierają się szczotki i mopy, na dole stoją wiadra, a półki po
obu stronach pomieszczenia uginają się od wszelakich środków
czystości, ścierek oraz szmat - ale i tak uznaję, że w całej
szkole nie znajdę lepszej kryjówki. Przechodząc na sam koniec
schowka, potykam się o coś leżącego na podłodze. O szkolną
torbę, którą rano dał mi Reiji. Jest otwarta; ze środka wypadły
książki, zeszyty, piórnik z ołówkiem, temperówką, worek z
kapciami na zmianę. I moja komórka, którą biorę do rąk. Udaję
mi się ją włączyć, więc nie jest zepsuta, co przyjmuję z
uśmiechem. Lecz kiedy odblokowuję telefon, rzednie mi mina.
Zero
nieodebranych połączeń i zero nieprzeczytanych wiadomości.
Czyli przez cały
ten czas tata nawet nie próbował się ze mną skontaktować. Nie
interesowało go co u mnie, jak sobie radzę, czy w ogóle
bezpiecznie dotarłam do domu Sakamakich. Nie dał nawet znaku, czy
jego podróż się udała. Zupełnie nic. Czuję nagły smutek i,
chociaż sama się nie odzywałam, żal do ojca, że ma mnie
kompletnie gdzieś. Po tym jak powiedział mi o misji nawracającej,
obiecywał, że będzie się odzywał i że zadzwoni do mnie
natychmiast jak tylko znajdzie się w Europie, nieważne jak późno
w nocy czy wcześnie rano miało by to być. Kiedy wsiadałam do
taksówki, nie wspominał o tym, jednak wierzyłam, że dotrzyma
słowa. Przecież zawsze to robił. Gdyby pojawiłby się jakiś
problem, poinformowałby mnie o tym. Nigdy niczego przede mną nie
ukrywał, mówił mi o wszystkim, bo wiedział, że zrozumiem, że
tak zostałam wychowana. Mimo to ogarnia mnie gorycz, bo tata mnie
okłamał. I jeśli uda mi się do niego dodzwonić, powiem mu o tym.
Wchodzę w spis
kontaktów, wybieram numer ojca, naciskam zieloną słuchawkę,
przykładam komórkę do ucha i po sekundzie rozlega się
mechaniczne:
- Przepraszamy,
nie ma takiego numeru.
Komori Seiji siedział na parapecie pokoju, w którym aktualnie
stacjonował i wpatrywał się w komórkę, którą ściskał w
dłoni. Czekał na telefon. Ale nie od niej, nie od Yui. Doskonale
wiedział, że nawet jeśli bardzo by chciał, nie mógł do niej
zadzwonić. I nie mógł dopuścić, by ona się z nim skontaktowała.
Dlatego wcześniej, w tajemnicy przed nią, zmienił swój numer, by
w przyszłości nie miała możliwości porozmawiania z nim. Dał jej
komórkę z zapisanym numerem, żeby uwierzyła, że będą w
kontakcie. Bolało go, że musiał ją okłamać, ale wiedział, że
tak będzie dla niej lepiej. Wszystko, co robił, robił z myślą o
jej bezpieczeństwie. Była dla niego najważniejsza na świecie i
był gotowy zrobić dla niej wszystko. Dlatego tak strasznie żałował,
że nie może do niej zadzwonić i zapewnić jej, że wszystko z nim
w porządku. Bo to, że się martwiła, było pewne jak to, że po
nocy nastaje dzień.
Zamknął oczy,
przejechał sękatą dłonią po zmierzwionych włosach, czochrając
je jeszcze bardziej i wtedy odezwał się telefon w jego dłoni.
Odebrał natychmiast.
- Słucham?
- To ja- w
słuchawce rozległ się zimny męski głos, który Seiji
znienawidził od pierwszego razu, gdy go usłyszał.
- Wiem. Któż
inny mógłby dzwonić na numer, który mi podałeś- rzucił sucho i
nieświadomie mocniej zacisnął palce na komórce.
- Dzwoniła do
ciebie?- chodziło mu o Yui. Nigdy nie wymawiał jej imienia, zawsze
mówiąc o niej bezosobowo, co doprowadzało Seijiego do szału,
niezmiennie, kiedy to słyszał. Zupełnie, jakby to jak jego córka
miała na imię było jakąś zakazaną informacją.
- Niby jak? Nie
powiedziałem Yui o nim.
- Na pewno?
Dobrze wiesz, co się stanie, jeśli mnie oszukasz i się o tym
dowiem- powiedział mężczyzna lodowatym tonem. Seiji na chwilę
przymknął oczy.
Kiedyś, kiedy
po raz pierwszy się spotkali, ten głos przyprawiał go o dreszcze
przebiegające po kręgosłupie i napawał przerażeniem. Kojarzył
mu się z koszmarami i tym momentem, kiedy człowiek leżąc w łóżku,
wpatruje się w ciemność, bojąc się zasnąć. Śmiało mógł
powiedzieć, że czuł strach na sam dźwięk jego głosu. A jego
propozycja okazała się jeszcze gorsza.
- Nie
kontaktowałem się z Yui. I ona ze mną też nie- rzucił Seiji
oschłym tonem.
Przez
siedemnaście lat, w czasie których wychowywał Yui i potajemnie
spotykał się z mężczyzną, z którym rozmawiał przez telefon,
zdążył się przyzwyczaić do brzmienia jego głosu i groteskowej
postaci wysokiego mężczyzny, z mocną zarysowaną szczęką,
głęboko osadzonymi, ciemnymi oczami i długimi włosami.
- Mam nadzieję,
że mówisz prawdę.
Seiji prychnął.
- Nie naraziłbym
jedynej córki na śmiertelne niebezpieczeństwo.
Mężczyzna
zaśmiał się, jakby Seiji opowiedział mu dobry kawał.
- Ale kogoś
innego już tak, nieprawdaż?
Seiji
natychmiast się rozłączył, nie zaszczyczając swojego rozmówcę
słowem pożegnania.
Poczuł jak jego
ciało całe się napina. Wiedział, doskonale wiedział o kogo mu
chodziło. Nie musiał wypowiadać jej imienia, żeby Seiji domyślił
się o kim mowa. W całym swoim dotychczasowym życiu miał dwie
osoby, które kochał nad życie i dla których był gotowy na każde
poświęcenie. Yui, która znajdowała się daleko od niego, w
rezydencji należącej do szanowanego rodu wampirów czystej krwi,
zupełnie sama, przestraszona i pozbawiona kontaktu z jedyną osobą,
która dotychczas nigdy jej nie zawiodła. Aż do teraz.
Oraz Misae,
która zaginęła kilka lat po tym jak razem z Seijim przygarnęli
Yui jako niemowlę i uczynili ją swoją córką. Po której zostało
tylko oprawione w ramkę zdjęcie, jako jedyne wspomnienie, że ktoś
taki jak ona w ogóle kiedyś istniał. Seiji zamknął oczy i
zatopił się w bolesnych wspomnieniach.
Misae.
Jego żona.
Najukochańsza
na świecie kobieta. Zawsze miła, uśmiechnięta, chętna do pomocy
i życzliwa dla wszystkich. O niesamowicie dobrym sercu, która z
otwartymi ramionami przyjęła obce dziecko i pokochała jak swoje.
I która swoim
nagłym zaginięciem złamała serca dwóm osobom, które
potrzebowały jej najbardziej na świecie.
Seiji spojrzał
zamglonym wzrokiem na widok za oknem. Ulice w dole rozświetlały
wysokie lampy, w koronach ciemnych drzew szumiał delikatny wiatr, a
na nocnym niebie wisiał księżyc w kształcie rogalika. Gdzieś tam
daleko, za lasem, w innym mieście znajdowała się jego ukochana i
jedyna córka, pozostawiona sama sobie wśród szóstki krwiożerczych
wampirów. Pomimo że obiecano mu, że Yui nie stanie się żadna
krzywda podczas jej pobytu w rezydencji Sakamakich, bał się o nią.
Przecież to były bestie, w dodatku martwe, więc nie dało się ich
zabić. Nawet jeśli dziewczyna chciałaby się bronić, bez
specjalnie do tego przystosowanej broni nie miałaby żadnych szans.
A w tą Seiji jej nie zaopatrzył, nie mogąc zdradzić swojej
prawdziwej profesji. Mógł mieć tylko nadzieję, że wszystko
będzie dobrze, że zgodnie z umową Yui pozostanie bezpieczna.
Ayato siedział
z twarzą ukrytą w dłoniach na ławce przy oknie i intensywnie
myślał. Od samego początku, gdy tylko pojawiła się na progu
rezydencji, chciał ją ugryźć. Pragnął krwi, której zapach
oszałamiał. Która odbierała zmysły i rozsądek. I której nie
potrafił się oprzeć. Nawet nie próbował, wiedząc, że nic by to
nie dało- ta krew zbyt silnie na niego działała, żeby mógł tak
łatwo z niej zrezygnować. Marzył o tym, by jej skosztować od
momentu ich pierwszego spotkania.
I kiedy w końcu
jej spróbował, zrozumiał, że skądś znał jej zapach i smak, że
kiedyś już pił podobną jej, nie dokładnie taką samą, ale
równie charakterystyczną jak tamta. Nie wiedział skąd ją
kojarzył, był tylko pewien, że na pewno jej kiedyś próbował. I
że działała na niego równie mocno, co kiedyś krew jego matki.
Ayato podniósł
czujnie głowę, gdy na korytarzu rozległy się czyjeś kroki. Po
zapachu krwi poznał, że to nie była Yui, tylko jakaś inna
dziewczyna. Miała brązowe włosy związane w kok na czubku głowy i
okulary w drucianych oprawkach. Zatrzymała się, kiedy dojrzała
postać przy oknie.
- Wszystko w
porządku?- spytała niepewnie.
Ayato rzucił
jej obojętne spojrzenie i na powrót przyjął poprzednią pozycję,
ignorując ją. Jej krew wydzielała przyjemny aromat, ale wampir nie
czuł pragnienia. Raczej znudzenie.
Kiedy nie
uzyskała odpowiedzi, dziewczyna podeszła bliżej. Zauważyła, że
siedzący przed nią chłopak miał niesforne włosy, których
kosmyki układały się każdy w inną stronę, ładnie umięśnione,
sprężyste ciało i duże dłonie o palcach pianisty. Wstrzymując
oddech jak przed skokiem do wody, pochyliła się nad nim.
- Coś się
stało?
Ayato
natychmiast poderwał głowę i obrzucił dziewczynę lodowatym
spojrzeniem. Zauważyła jaki był przystojny z tymi jasnymi ustami,
mocno zarysowaną szczęką i kocimi oczami w zielonym kolorze.
Świetnie komponowało się to z czerwonymi włosami i nadawało mu
wygląd pewnej siebie osoby. Ale wzrok, którym ją obdarzył krył w
sobie tyle dzikości, że nieznajoma poczuła nagły niepokój.
Ukłoniwszy się szybko, rzuciła krótkie: „przepraszam” i
uciekła w popłochu, jakby obawiając się, że chłopak zacznie ją
gonić. I Ayato mógł to zrobić, mógł rzucić się w pościg za
nią, bez trudu ją dogonić i wgryźć się w jej ciało. Mógł...ale
nie chciał. Bo wiedział, że krew tej dziewczyny nie będzie tak
smaczna jak ta, która płynęła w żyłach Yui. I że tylko
zmarnowałby czas, uganiając się za nią.
Zamiast tego
starał się skupić na postaci jasnowłosej dziewczyny, której smak
krwi czuł jeszcze w ustach. Potrafił odczytać jej zamiary; słowa
pojawiały się w jego głowie niczym zapisane na kartce. Ayato
wiedział, że po tym jak ją ugryzł, poszła zmyć z siebie krew,
ukryła się w szkolnym schowku i czekała na koniec zajęć, aby
potem móc dać nogę. Planowała to od samego początku, kiedy
dowiedziała się, że przyszło jej zamieszkać z szóstką
wampirów; myślała o tym na okrągło, a on tylko z uśmiechem
przyglądał się jej poczynaniom. Już raz próbowała uciec;
naprawdę była aż tak głupia, żeby robić to ponownie? Skoro
wiedziała jak to może się skończyć? Ayato poczuł jak na jego
twarzy wykwita szeroki, drapieżny uśmiech.
Komentarze
Dobra, przechodząc do treści.
Super, hiper, zaczepiste. Taki był ten rozdział, choć poprzednie podobały mi się bardziej. (Szczególnie ten z Kanato~.)
Fajne było to, że dowiedzieliśmy się trochę co myśli Seiji i w jakiej sytuacji się znajduje. Podobało mi się.
A teraz pytanko. Co tych "i" tak dużo było? Czy tylko mi się wydaje, że był taki wysyp?
Mała prośba:
Mogłabyś nie wyśrodkowywać tekstu rozdziału, bo moje oczy dostają dziwnych migawek? Wcześniejsza forma była o wiele lepsza, ale jeśli tak Ci bardziej odpowiada - to nie naciskam.
No to standardowo, życzę duuużooo weny i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział~!
Btw. prosiłabym o niewyśrodkowywanie tekstu, to trochu boli w oczy i mózg. :')